Już wiemy, że od przyszłego roku Cegłów będzie miastem. Jednak w powiecie mińskim i najbliższych okolicach znajduje się kilkanaście miejscowości, które dawniej miały prawa miejskie, a dzisiaj są wsiami – najczęściej dużymi. Większość z nich utraciła status miejskości w skutek reformy administracyjnej władz carskich z 1869 roku, jednak nie wszystkie, bo obok powstańczej działalności ważnym czynnikiem była też ekonomia. Czy teraz i one zechcą nawiązać do swej historii…
Miejskie żądze
Wśród miejscowości, które podupadły ekonomicznie i jeszcze przed powstaniem styczniowym przestały być miastami mamy np. Kuflew, Jeruzal, Glinianka czy Dobre. W pozostałych przypadkach rzeczywiście na plan pierwszy wysuwa się udział mieszkańców w insurekcji, co miało być przyczyną niełaski cara, który za karę odbierał krnąbrnym osadom prawa miejskie. To się zgadza, ale warto też spojrzeć na statystyki.
W tamtym czasie do roli osad zdegradowano większość miast w Królestwie Polskim. Często było to formalne potwierdzenie rzeczywistego ich upadku. Wystarczy wspomnieć, że w 1869 roku Siennica liczyła sobie 348 mieszkańców, a Cegłów 377. Większy był Okuniew z 736 głowami, zaś najludniejszymi z pozbawionych wtedy praw miejscowości były Kołbiel, Stanisławów i Latowicz – odpowiednio 1081, 1317 i 1322 mieszkańców. Nie mówimy tu więc o dużych ośrodkach, choć wcale nie dużo mniejszych od ówczesnego Nowomińska, któremu z ludnością na poziomie 2010 udało się zachować prawa miejskie. Podobnie jak Kałuszynowi, choć ten był już dużo większy – 6115 mieszkańców.
Czy warto więc szukać historycznych konotacji w staraniach o nabycie lub odzyskanie praw miejskich? Na pewno, choć tak na prawdę liczy się tylko to, jak współcześnie rozwijają się wspomniane miejscowości. Przecież ani Halinów, ani Mrozy – najnowsze miasta w powiecie mińskim – nigdy wcześniej miastami nie były. Odwoływanie się do sprawiedliwości dziejowej jest dobre propagandowo, lecz nie zastąpi faktycznych wymagań. A te są jasne. Głównym kryterium jest liczba mieszkańców – przynajmniej 2 tys., mieszkańcy powinni w większości utrzymywać się z działalności pozarolniczej, zaś zabudowa miejscowości powinna mieć odpowiedni charakter – z wyodrębnionym centrum. Nie trzeba oczywiście dodawać, że potencjalne miasto powinno mieć wodociągi oraz kanalizację.
Obecnie coraz więcej samorządów deklaruje, że będzie starać się o odzyskanie praw miejskich. W Cegłowie sprawa jest już załatwiona. Niedawno usłyszeliśmy, że także Stanisławów, Latowicz i Kołbiel chcą podjąć podobne kroki. Dla nich datą docelową jest 2023 rok, kiedy latowiczanie będą świętować 600-lecie, stanisławowianie 500-lecie, a kołbielanie 490-lecie nadania praw miejskich swym grodom. Do tego czasu trzeba przeprowadzić konsultacje, a także poczynić wiele innych kroków. Atutem będą na pewno staromiejskie rynki, które w Stanisławowie i w Latowiczu są odpowiednio imponujące, a kołbielski trochę im ustępuje. Podobny argument ma Dobre, gdzie również od lat przebąkuje się nawiązaniu do historii.
Na razie formalne kroki podjął jedynie wójt Budyta z Kołbieli, który na jesień zapowiada przeprowadzenie odroczonych przez pandemię konsultacji społecznych. Liczy nie tylko na podniesienie prestiżu swej miejscowości, ale też na szanse na pozyskiwanie dodatkowych źródeł finansowania oraz przyciągnięcie inwestorów i nowych mieszkańców.
W walce o prawa miejskie historycznych argumentów nie ma Dębe Wielkie, choć to właśnie ta miejscowość chyba najbardziej nadaje się do uzyskania statusu miasta. W Dębem brakuje tylko centrum z prawdziwego zdarzenia, jest natomiast wymagana liczba ludności i stały rozwój. Wójt Kalinowski nie zapowiada jednak podjęcia starań o umiejskowienie Dębego. Nie musi się śpieszyć – nie ma żadnych rocznic, które go gonią.
Numer: 41/42 (1253/1254) 2021 Autor: Łukasz Kuć
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ