Pamięci Zenona Sitkowskiego

Kiedy przestaje bić serce kogoś nam znanego, to chcąc nie chcąc zaczynamy sami sobie zadawać pytanie, jaki on był i czego dokonał w życiu. Otóż, gdy 27 października rozeszła się wiadomość o śmierci Zenona Sitkowskiego, jeden ze znajomych rzekł po prostu – był to normalnie fajny chłop i chyba w życiu zrobił swoje, a właściwie nawet więcej. I to krótko, ale najpełniej oddaje odczucia każdego, kto go znał

Nie zmarnował życia

Pamięci Zenona Sitkowskiego / Nie zmarnował życia

Ostatnia sobota października, dzięki trwającej złotej jesieni i świecącego tego dnia słońca, jedynie dla odprowadzających była łaskawa. Pan Zenek, jak większość znajomych się do niego zwracała, nie przewidziałby, że kiedy przyjdzie mu przebyć swą ostatnią ziemską drogę, będzie miał tak liczne grono towarzyszących mu osób. Wypełniony kościół św. Antoniego w Mińsku, ogrom wiązanek i wypowiadane przez jednego z celebransów mszy żałobnej słowa świadczyły, jak Zenon Sitkowski był znany, ceniony i lubiany w mińskim środowisku. Wśród uczestników żałobnej uroczystości można było dostrzec starszych i młodych, kolegów po fachu i rzemieślników innych branż, wysokich urzędników państwowych i samorządowych, tych z którymi współpracował, i tych których uczył budowlanego rzemiosła. Słowem byli ci, których zdaniem Zenon Sitkowski zaskarbił sobie ich pamięć. A jest to w życiu cenna zdobycz.
Urodził się w 1930 roku w Mińsku. Dziecięce lata to trudny okres hitlerowskiej okupacji i późniejsza konieczność nadrabiania czasu, jaki mijałby w normalnych warunkach. Jak wielu młodych chłopców, zafascynował się budowaniem nowych domów. Tym bardziej, że okres powojenny to czas odbudowy kraju i budowy nowych obiektów. Zdobył dyplom technika i rozpoczął pracę w Miejskim Przedsiębiorstwie Remontowo Budowlanym. Kiedy po politycznej odwilży, w 1956 roku nadszedł łaskawy czas dla aktywnych i chcących samodzielnie rozpocząć działalność gospodarczą, to Zenon Sitkowski jako jeden z pierwszych i wówczas nielicznych fachowców w Mińsku Mazowieckim wykorzystał ten czas. Młody dwudziestoparoletni, który w tym samym roku zawarł związek małżeński ze swoją ukochaną Krystyną, rozpoczyna pracę na własny rachunek, w organizowanym Zakładzie Remontowo Budowlanym. Mimo szczytnych haseł i zachęt nie jest to wcale łatwe, ale budowlańcy to twardzi ludzie. Pan Zenon powoli ze swoim zakładem realizuje coraz ważniejsze zadania inwestycyjne. Wśród znaczących budów trzeba wymienić Wyższe Metropolitalne Seminarium Duchowne w Warszawie, udział w budowie kościoła pw. św. Antoniego w Mińsku, remont kościoła NNMP i budowę domu parafialnego, remont i modernizację obiektów szpitala w Rudce czy budowę Katolickiego LO w Siedlcach.
Zenon Sitkowski nie ogranicza się tylko do prowadzenia swego zakładu. W jego firmie zdobywają szlify nowi budowlańcy. Szkoli młodych, a sam przez wiele lat przewodniczy komisji egzaminacyjnej w Izbie Rzemieślniczej, która nadaje tytuły zawodowe. Jak większość rzemieślników należy do Rzemieślniczej Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu i kiedy po zmianach organizacyjnych w polskim rzemiośle, zarządy spółdzielni funkcjonują społecznie, Sitkowski zostaje pierwszym jej prezesem.
Mimo osiągnięcia wieku emerytalnego nie siada na przysłowiową ławkę. Nadal jest aktywny. Jak sam mówił, był zadowolony ze swej pracy zawodowej, a także z układu rodzinnego. Obydwaj zięciowie to też znani w Mińsku Mazowieckim rzemieślnicy, prowadzący własne zakłady, z których jeden w branży teścia. Córki – Ewa i Halina przyzwyczajone były do tego, że tata dużo czasu przebywał poza domem. Ale ten jego czas został właściwie spożytkowany, choć zapewne i ten dla bliskich był zbyt krótki.
Kiedyś pan Zenek mawiał, że na wszystko jest sposób. Ale to nie do końca prawda, gdyż na śmierć nie ma żadnego.

Numer: 2011 46   Autor: Czesław Gągol





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *