W Siennicy

Złote wesele to ukoronowanie 50 lat wspólnie przeżytych w małżeństwie. Gdyby to było łatwe, lekkie i przyjemne, nikt nie wymyśliłby specjalnej uroczystości podkreślającej niezwykłość tego faktu.

Złota jedenastka

Na pomysł nagradzania i specjalnego wyróżniania trwających aż tyle lat w stadle par wpadł w XIX w. pewien niemiecki proboszcz. Doszedł do wniosku, że już 25 wspólnych lat zasługuje na uwagę i to jest srebrne wesele. A tym, którzy przetrwali 50 lat, na pewno należy się złota oprawa. No i w takiej aurze udzielał powtórnych ślubów. Na własne życzenie każde małżeństwo może zafundować sobie uroczyste powtórzenie ślubowań, ale nie ma u nas jeszcze takiego zwyczaju.
W Siennicy rekordowa liczba par trwa i ma się dobrze. Wójt Zieliński podejrzewa, że to klimat siennicki tak dobrze wpływa na samopoczucie małżonków w każdym wieku. Bo i rozwodów tutaj niewiele. W miniony piątek, w urzędzie gminy udekorowano 11 par. To ci, którzy pobrali się w pierwszym półroczu 1955 r. Druga taka sama liczba złotych jubilatów już czeka w kolejce na swój uroczysty dzień. Były więc wiązanki kwiatów, życzenia, wzruszenia i wspaniały tort, szampan i wspominki. A te wierne swoim przysięgom pary to: Zofia i Stanisław Bontruk z Grzybowilka, Helena i Józef Budzyńscy ze Starej Wsi, Zofia i Jan Celejowie oraz Albina i Tadeusz Dąbrowscy ze Starogrodu, Marianna i Stanisław Długaszkowie z Krzywicy, Regina i Czesław Jurkowscy ze Zglechowa, Anna i Henryk Kołodziejczykowie z Bestwin, Halina i Mieczyslaw Nowińscy z Bożej Woli, Janina i Józef Paproccy z Chełstu, Sabina i Jan Paradowscy ze Starogrodu oraz Helena i Marian Skwarkowie z Krzywicy. Uroczystość celebrowała Janina Dylińska z wójtem Zielińskim, a złoci małżonkowie wyraźnie wzruszeni nie ukrywali, ze takie uszanowanie ich wzajemnej wytrzymałości w walce z przeciwnościami losu sprawia im wiele satysfakcji. Wszystkie panie uznały, że to one są opoką, na której opiera się małżeństwo, i że to ich cierpliwość, wytrwałość i zdolność do wybaczania sprawiła, że nie mają samotnej starości. Wszyscy ubolewają nad nietrwałością małżeństw w obecnych czasach. – My jak się kłóciliśmy – mówi jeden z małżonków – to po to, żeby było to przepraszanie... I na takich rozmowach upłynął czas przy kawie i herbacie, a żeby było weselej, na akordeonie przygrywał pan Ćmoch ze Starogrodu.

Numer: 2005 43   Autor: Bożena Abratowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *