Epitafium dla Feliksa Kurca

Ta chwila nikogo nie ominie. Dla jednych przyjdzie nagle, inni czekają na nią i niekiedy nawet wiedzą, że zbliża się nieubłaganie. Dla doktora Feliksa Kurca śmierć przyszła w dość nieoczekiwanym momencie, bo 21 sierpnia – w dniu 87 rocznicy jego urodzin.  Nie zmarnował życia i talentu, bo – jak sam wyznał – każdą robotę trzeba znać i ją kochać. On się nie pomylił...

Lekarz spełniony

Epitafium dla Feliksa Kurca / Lekarz spełniony

Biały fartuch i pacjenci – to było chłopięce marzenie Feliksa Kurca. Przyszło z czasem, ale była to trudna droga. Był czas II wojny światowej. Dwudziestoletni mężczyzna znalazł się jak wówczas wielu Polaków poza krajem. Wojenny los złączył go z II Korpusem Polskim we Włoszech pod dowództwem gen. Andersa. I tam podchorąży Kurc zdobywał męskość i wiarę, że dokonał słusznego wyboru, że tak każdy Polak winien postąpić, aby wziąć czynny udział w drodze do wolnej ojczyzny. Jak mawiał kiedyś – było to chyba normalne, inaczej nie mogło być.
Kiedy wracał z wojennego szlaku we Włoszech do kraju, znalazł się w Mińsku. A to za sprawą kolegi z kompanii bojowej. Tu został, by w 1947 r. po złożeniu egzaminu rozpocząć studia na wydziale lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. W 1952 r. ziściło się jego młodzieńcze marzenie – zdobywa dyplom lekarza.
Feliks – to z języku łacińskim – szczęśliwy, fortunny, pomyślny. Patrząc na przebytą drogę dra Kurca tak to chyba było. Przede wszystkim, jak zawsze to podkreślał, był lekarzem. Był także przez 30 lat ordynatorem Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Szpitala w Mińsku Mazowieckim. Zresztą z mińską służbą zdrowia i miastem związał się na całe swoje dorosłe życie. Ten związek trwał 62 lata. Był też czas, kiedy dowodził całą mińską opieką zdrowotną. Wielokrotnie podkreślał zaś, że ma wielką satysfakcję że spod jego ręki wyszło wielu fachowców – lekarzy ginekologów-położników, a wśród nich jego córka Hanna Kurc-Lorenc.
Wielka odpowiedzialność i perfekcja w działaniu kazały podziwiać dra Kurca. Kiedy pracował w szpitalu i rankiem przekraczał jego progi można było ustawiać zegarek. Podobnie mawiano o czystości na kierowanym przez niego oddziale. Było tam czyściej – niż określa to samo słowo – czystość. Jak wspominają niektórzy współpracownicy i pacjentki był czasem człowiekiem trudnym w bezpośrednich  kontaktach, ale ta trudność wynikała zawsze z troski o los pacjentek, których nigdy nie zlekceważył.
Zapytano kiedyś dr Kurca jak ocenia swój dorobek zawodowy i co chciałby przekazać młodym lekarzom?
– Ocenę mojej pracy i dorobku pozostawiam innym. Wydaje mi się, że czasu nie zmarnowałem. Młodszym lekarzom powtarzam, że całe życie trzeba się uczyć, a zawód lekarza pokochać. Bez tej miłości można być tylko czeladnikiem. A nam potrzeba mistrzów, profesjonalistów – wyznał swe credo. Czyż nie są to słowa na wczoraj, na dziś i na jutro?


W domowym zbiorze pamiątek wojennych na czołowym miejscu był beret, nakrycie głowy II Korpusu. Warto w tym miejscu przypomnieć że dr Feliks Kurc był tak wierny temu nakryciu, że przez całe swoje życie było to jego umiłowane i używane w chłodne dni nakrycie głowy.
Wśród innych pozycji ważnym i niemal równym – jak mawiał – państwowym odznaczeniom jakie otrzymał (a wśród nich Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski), był dyplom nadany przez rektora Akademii Medycznej w Warszawie za 50 lat służby lekarskiej. Ilu lekarzy w Polsce może poszczycić się takim wyróżnieniem...
Czas doktora Feliksa Kurca minął, ale trwałe ślady po nim pozostały. Te ślady to przede wszystkim praca i skromność w życiu. Oby tak spełniony żywot był przykładem dla wielu, nie tylko lekarzy.

Numer: 2009 36   Autor: Czesław Gągol





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *