Drodzy Czytelnicy

Wszyscy mówią, a nawet krzyczą o kryzysie, a jego tak naprawdę nie widać. – Jak to? – zapytają oburzeni finansiści. Złoty pada na pysk, na giełdzie wciąż bessa (akcje mojego ulubionego banku spadły z 56 do 18 zł), w sklepach posucha, ceny wciąż puchną, a bezrobotnych urosło do 10,5 procent. A jednak w życiu codziennym jeszcze kryzysu nie widać i coraz bardziej czujemy, że ktoś nas straszy i oszukuje

Gdzie ten kryzys?

Drodzy Czytelnicy / Gdzie ten kryzys?

Gdy rządowi na rozkaz premiera Tuska udało się zaoszczędzić prawie 20 milionów złotówek jeden z moich znajomych zaczął podejrzliwie spoglądać na członków rodziny. Skoro potrafili ciąć ministrowie, niech to samo zrobią jego dzieci.
- Zakręć tę wodę, po co ci piąta bluzka, 
w tej tubce jest jeszcze trochę pasty, czy musisz tak długo rozmawiać, zgaś górne żarówki skoro używasz lampki – zaczął jak w traumie rugać domowników. Po kilku dniach miał dosyć, dochodząc do smutnego wniosku, że zacznie od siebie. Może antykryzysowy przykład przyniesie jakieś efekty? Nie przyniósł,
a któregoś dnia dobiegł go wyrzut.
- Ciekawe, kiedy odmówi nam jedzenia
i zakaże oddychać…
I wtedy przypomniał sobie przysłowie, że nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre.
Parafrazując je twierdzę, że kryzys – jeśli w ogóle jest – nie zaszkodzi, a może pomóc. Gdyby nie jego oddech, rozbestwilibyśmy się bez miary. A tak mamy na szczęście hamulec, który pozwoli nam się rozwijać z naturalną, bezlękową prędkością.
Tak naprawdę młodsze pokolenia nie znają biedy. Może by trochę zrozumieli gdyby im się chciało posłuchać babć i dziadków.
I to jest prawdziwy kryzys, bo dotyka rodzinnej tradycji, o którą dziś dbają tylko nieliczni.
Komu się dzisiaj chce słuchać opowieści o dawnych czasach, kto zrozumie starszego człowieka, który przed wydaniem złotówki ogląda ją ze wszystkich stron? On wie, czym pachnie prawdziwy kryzys i jak trudno zarobić na przyzwoity ubiór czy strawę.
Co dziś radzą nam kryzysowi fachmani? Pożyczki, karty kredytowe i dobrze oprocentowane lokaty, czyli taki obród pieniędzy, by pracowały i nie traciły na wartości. A przedsiębiorcom, by cięli
w kryzysie inwestycje i zatrudnienie, ale bez hamowania wydatków na reklamę i promocję.
Rzeczywiście, trudno sobie dziś wyobrazić życie bez telefonu komórkowego konta w banku i samochodu, ale też każdy się zgodzi, że to tylko gadżety. Po nich przyjdą kolejne – doskonalsze bardziej absorbujące i też niezbędne. Tymczasem zapominamy  zwykłych kontaktach z innymi ludźmi czy spełnianiu się dzięki twórczości. Nawet tak chwilowej jak rzeźby ze śniegu, które co roku tworzy mińszczanka Krystyna Wieczorek. Jej poswsja to wręcz ogród zoologiczny pełen rozmaitych stworzeń.
Kontaktom z innymi ludźmi sprzyjają zaś stowarzyszenia. Ostatnio – co widać
w każdej gminie – rosną jak grzyby po deszczu, organizując życie kulturalne lokalnych społeczności. Już nie są dodatkiem do władzy, a tę władzę mobilizują i upominają się o uznanie  i pomoc.
W Rudzie i Chrośli działają Wrzosowianie, którym niestraszny ani kryzys, ani nowe wyzwania. Ale najważniejszym, że potrafią się organizować i razem bawić. To wbrew pozorom wale niełatwe we wsi, gdzie każdy każdego zna i pamięta od kilku pokoleń.
Oczywiście, że postawione w tytule pytanie jest celową prowokacją, ale czy do końca... Jeśli będziemy mądrzy, szczerzy i kochający, kryzys nas nie zrani. To takie proste, że aż wręcz banalne. Bądźmy razem, a wszystko wcześniej wróci do normy.

Numer: 2009 09   Autor: Wasz Rdaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *