Obyczaje rodzinne

Pani Monika od wielu lat ukrywała i tuszowała klęski swojego małżeństwa. Właściwie to prawie od 18 lat, czyli krótko po ślubie. Miała 15 lat, kiedy się poznali, a 18 i jeden miesiąc, kiedy wbrew wszystkiemu, z wielkiej miłości wyszła za Dariusza R.

Pięścią i siekierą

Obyczaje rodzinne / Pięścią i siekierą

Wbrew protestom rodziców, wbrew świadomości, że jest to chłopak impulsywny i źle wychowany... bo potrafi podnieść rękę na własną matkę. Po prostu kochali się, a wszystkie przeszkody tylko utwierdzały ich w dążeniu do bycia razem. Tymczasem tuż po urodzeniu pierwszej córki zebrała pierwsze manto.
I od tamtej pory bił przeważnie za to, że ośmielała się mówić prawdę. Nie mogła zaakceptować jego okropnych nawyków, od rozmawiania z nieodłącznym papierosem w zębach, aż po niekontrolowane picie alkoholu, który na niego tak działa, że w obawie o życie swoje i dzieci, właśnie złożyła skargę do prokuratury. Całymi latami ukrywała ból. Jak większość kobiet w podobnej sytuacji wstydziła się. Bo w jej środowisku mężowie są tylko nerwowi. – Jakby go nie wkurzała, to by nie bił – mówią sąsiedzi.
Żadna kobieta nie chce wystawiać na widok publiczny swoich klęsk. Jakiej trzeba rozpaczy, jakiego poczucia bezsilności i braku zaufania do prawa... żeby zwrócić się do gazety. Monika jest na krawędzi wytrzymałości, uosabia to, co nazywamy kłębkiem nerwów. Cała jest strachem, udręczona prymitywnymi warunkami egzystowania bez wody bieżącej i prądu (wszystko mąż samowolnie zlikwidował), upokorzona bezsilną walką w sądzie, gdzie usiłuje udowodnić, że rozwód następuje nie z jej winy. Sprawa się wlecze, bo armia kłamliwych świadków wspiera małżonka. On broni się, że pijaństwo nie wchodzi w grę, ponieważ jest zawodowym kierowcą i jeździ w długie, czasem i tygodniowe trasy. – Ale za to w sobotę i niedzielę odbija to sobie z sąsiadami na wspólnych libacjach, po których jako odważny damski bokser wyrąbuje siekierą drzwi łączące jego pokój z naszym – dodaje pani Monika.
Kiedy rok temu w desperacji pani Monika uciekła z dziećmi do mamy, mąż zadomowił się wraz z kochanką i nie w smak mu był niespodziewany powrót rodziny. - To jest mieszkanie po jego rodzicach, ja tylko doprowadziłam je do stanu ucywilizowania w tej zabytkowej ruderze, wymieniłam okna, podłogi, boazerie, wygospodarowałam miejsca na kuchnię i kąt jadalny, łazienkę i WC... a teraz? Wróciłyśmy do ruiny! Rzeczywiście, nosi jeszcze ślady niedawnej świetności, ale jest jakby w złości zdemolowane.
Dlaczego ryzykując zdrowiem, a może i życiem wróciła? Bo matka pani Moniki ma w Halinowie stary domek, którego nie ma z czego utrzymać. Musi go sprzedać i kupić sobie mieszkanie na stare lata. Monika dostanie w spadku tak małe pieniądze, że mieszkania sobie nie kupi. Gdzie z trzema córkami ma się podziać? Najstarsza chodzi do klasy maturalnej i pracuje, chce mamie pomagać, bo tata alimentów na razie nie płaci.
Kiedy umówiona na rozmowę wchodzę na podwórko, już słyszę awanturę. Obecna na miejscu policja zadaje rzeczowe pytania. Dariusz R. jest trzeźwy. Usiłował wejść do swojego mieszkania. Zwykle sypia gdzie indziej. Ale ma prawo wejść. Wywiązuje się kłótnia, mąż twierdzi, że on mieszkając tu od 40 lat, ma do wszystkiego prawo. - A ty wracaj tam, gdzie byłaś przez rok, wszyscy w sądzie zeznają przeciwko tobie! – krzyczy do żony. – A pani dlaczego mnie fotografuje? – (to do mnie). Policja niewiele może zrobićpoza pouczeniem obu stron, że dopóki sąd nie ustali sposobu użytkowania mieszkania, oboje mają prawo przebywać w tym lokalu. Dziewczynki trzęsą się ze strachu, młodsza już była w szpitalu po czułym dotyku tatusia. Wchodzą dwaj młodzi pozujący na „macho” chłopcy. Wyglądają groźne. Są z tych, którzy używając tylko dwóch słów, potrafią wszystko wyrazić. Są niebezpiecznie pewni siebie. Policjant każe im wyjść. – A bo co? My tu jesteśmy zaproszeni – stawia się ten bardziej barczysty. Tymczasem lokal cichcem opuszcza mąż, a przybyłych przedstawia pani Monika. Chłopcy wchodzą z córką pani Moniki do pokoju. Policjant pyta, czy pani Monika wie, kim oni są?
– Chodzili z moją córką do podstawówki, a kiedy tu są, my czujemy się bezpieczniej, specjalnie po nich zadzwoniłam – tłumaczy matka.
Monika walczy od momentu, gdy ojciec stał się zagrożeniem dla córek. Pokazuje dokumenty obdukcji dziewczynek, które narażają się, stając w obronie matki. Normalka, w naszym kraju z mieszkania musi uciekać żona i dzieci. Na zastępcze komunalne, pan burmistrz nie daje pani Monice nadziei. A był to normalny z pozoru dom rodzinny, ładne, ciepłe mieszkanie, toyota, pies, zawsze obiad na stole... a teraz jest tylko przykładem rujnującej niezgody.

Numer: 2006 37   Autor: Bożena Abratowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *