Jednym okiem /61/

Załamany facet pije z kotem – Wiesz, Mruczek, urodziły mi się czworaczki! Na to kot ludzkim głosem: – Nie martw się, jakoś je rozdasz...

Koty za płoty

Jednym okiem /61/ / Koty za płoty

W praktyce jednak różnie z tym rozdawaniem małych kotków bywa. Niestety, bardzo często zdarza się tak, jak w bulwersującym przypadku z okolic Zamościa. Nowonarodzone kocięta lądują w wiadrze z wodą. Albo w stawie. Są wrzucane do pieca lub zakopywane żywcem w ziemi. Znacie to? Wszyscy znamy, niestety. Ale czasami ci, którzy się najgłośniej oburzają na takie praktyki, są też najmniej chętni, by przyjąć sierściucha pod swój dach – albo przynajmniej udzielić mu schronienia na czas zimy. Jeżeli natomiast ktoś okazuje zwierzętom serce, szybko może się przekonać, że ma ich więcej, niż może utrzymać. Bo ludzie bardzo chętnie podrzucają takim naiwnym własnych niechcianych podopiecznych. Ich przyjmowania odmawiają też schroniska, tłumacząc, że dla domowego kota pobyt w takim miejscu powinien być naprawdę ostatecznością. Sami dzwoniliśmy w tej sprawie do kilku takich placówek.

Najczęstszym powodem, dla którego ludzie pozbywają się kota, jest wyjazd – na stałe lub na dłuższy czas. Warto wiedzieć że obowiązkiem opiekuna w takim przypadku jest zrobienie wszystkiego, co możliwe, by zapewnić kotu nowy dom. Można więc poprosić o pomoc rodzinę i znajomych – albo dać ogłoszenie w gazecie lub w internecie. Innym powodem, dla którego koty lądują na ulicy, są narodziny dziecka. Nie zamierzam tu dyskutować na temat idiotycznych przesądów o duszeniu dzieci przez koty – ani o diagnozach niektórych lekarzy, którzy obwiniają zwierzęta o wszelkie możliwe choroby dziecięce.

Ale jeśli już ktoś zdecydował, że jego kot i dziecko absolutnie nie mogą żyć pod jednym dachem, to powinien zadbać także o tego pierwszego. W schroniskach coraz częściej pojawiają się też ludzie, którzy oddając swojego kota tłumaczą, że nie mają środków na jego utrzymanie. Są jednak także naprawdę ubodzy ludzie, którzy nie porzucają swoich zwierząt. Owszem, karmią je byle czym, nie chodzą z nimi do weterynarza – ale kot ma przynajmniej kochający dom – a to czasami ważniejsze niż luksusowe warunki. Proszę, pamiętajmy też o tym, co powiedziała Dorota Sumlińska, pisarka i lekarz weterynarii: dopóki choć jedno zwierzę mieszka w schronisku czy na ulicy – NIE MAMY PRAWA ich rozmnażać!

Numer: 12 (1068) 2018   Autor: Anna M. Sikorska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *