Jednym okiem /56/

Na przedwojennym balu hrabia wywija z hrabiną. W pewnym momencie szepce jej na uszko: – Teraz kręcimy się w drugą stronę! – A czemu? – pyta hrabina – Bo kończy mi się gwint w protezie...

Ale bale...

Jednym okiem /56/ / Ale bale...

Przed nami jeszcze parę dni karnawałowych zabaw. A za nami może najważniejsza – bo z sercem – impreza sezonu – Bal Charytatywny Stowarzyszenia Możesz Więcej na budowę ośrodka dla niepełnosprawnych podopiecznych, gdy staną się dorosłymi.

A jak to dawniej bywało... Już w II RP bale karnawałowe organizowali nie tylko panowie i panie z wyższych sfer, ale również żołnierze, nauczyciele i rzemieślnicy. Znane piosenki warszawskie o balu na Gnojnej i wychodnem pani Andzi pokazują właśnie te zabawy zwykłych ludzi.

Czas PRL-u, co by o nim nie mówić, przyniósł dalszą demokratyzację balu. W tym okresie na bale chodzili prawie wszyscy, bo własne potańcówki w przystępnych cenach organizowały nie tylko gminne i miejskie ośrodki kultury, ale i zakłady pracy. Na wsiach powszechnie bawiono się w remizach strażackich. W czasach młodości moich rodziców za dziwaka uchodził ten, kto w karnawale nie był przynajmniej na jednym balu! Dzieci, jak i dziś, miały własne bale w szkołach i przedszkolach oraz dodatkowo tzw. choinki zakładowe, gdzie można było dostać paczkę nieosiągalnych wówczas słodyczy.

I nikomu jakoś nie przeszkadzało, że przebrania na tych balikach były zwykle jednorazowego użytku, bo zrobione z bibuły. Sama jeszcze pamiętam swój zrobiony w ten sposób bladoróżowy kapelusz. Mój starszy brat natomiast mógł się pochwalić pięknym kostiumem Zorro, którego zresztą mu szczerze zazdrościłam.

Po zmianie ustroju za przygotowanie zabaw wzięły się też organizacje samorządowe i pozarządowe. Starzy bywalcy z rozrzewnieniem wspominają np. bale strażackie w Dobrem, które gromadziły nie tylko członków naszej OSP, ale także ich bliskich, sympatyków i przyjaciół. Na imprezach tych panowała iście rodzinna atmosfera. Niestety, w miarę komercjalizacji, bal stał się znowu imprezą elitarną, a większość młodzieży bawi się na tzw. domówkach, czyli prywatkach. A mnie jest żal...

Numer: 6 (1062) 2018   Autor: Anna M. Sikorska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *