Powiat mińskiMińsk Mazowiecki wiejsko-miejski

Gdy pada A, trzeba powiedzieć B. Niekoniecznie tak się stało podczas dyskusji gminnych radnych i sołtysów w sprawie podobno realnego połączenia kilku wiosek lub całej mińskiej gminy z miastem. Takie próby już były za burmistrza Grzesiaka, ale – jak powszechnie wiadomo – skończyły się  niepowodzeniem. Czyżby znowu ktoś próbował przeforsować ten samorządowy mezalians...

Sączenie na łączenie

Dyskusję niechcący wszczęła przewodnicząca Jolanta Bąk, sugerując działania na rzecz utraty suwerenności przez mińską gminę. Do zaczepki – już w sprawach różnych – powrócił sołtys Stojadeł Kazimierz Chłopik, prosząc o podanie czy ma być dołączona do miasta cała gmina, czy tylko wybrane  miejscowości. Wójt Piechoski nic o połączeniu nie wie, więc nie zabiera głosu w tej sprawie. Przewodnicząca też nie ma ochoty wgłębiać się w szczegóły...
Jednak mleko się już rozlało, więc Bąkowa ma nadzieję, że przyłączenia wcale nie będzie. Na razie wie, że są prowadzone rozmowy i powstał nawet komitet łączenia gminy z miastem, ale niestety nikt mieszkańców gminy nie pytał o zdanie.
– Apetyty na to mają na pewno osoby ze strony miasta, wmawiając nam, że gmina będzie miała same korzyści, ale oczywiście dobrze wiemy, że tak nie będzie. Może jednak okazać się, że zadecydują za nas, bo pójdzie petycja do prezydenta i on będzie podejmował decyzję. Planowane jest zrobienie tego bez referendum, w którym mogliby się wypowiedzieć mieszkańcy, ale będzie potrzebna opinia rady, która powinna być negatywna – wieszczyła przewodnicząca.
– Czy wspomniany komitet został formalnie powołany – pytał wójt Piechoski.
– Nawet jeśli komitet nie jest formalny, to podejrzewam, że w jego skład wchodzą bardzo decyzyjne osoby z naszego terenu. Zagrożenie więc jest – ripostowała przewodnicząca Bąk. Ale na pytanie, czy są to osoby publiczne, wolałaby ich nie wymieniać po nazwisku.
I tak ruszyła machina podejrzeń i kolejnych dwuznaczności. Wójtowie poczuli się niewinnie osaczeni, a przewodnicząca pozostała z nadzieją, że nic o spisku nie wiedzą. Cieszyła się z tak jednoznacznej reakcji gminnej władzy, bo gmina jest dla wszystkich bardzo ważna i warto bronić jej suwerenności.
Na dodatek czarną wizję wchłonięcia wsi przez miasto roztoczył wiceprzewodniczący Andrzej Gruba. On zna te historie i pamięta, jak poprzedni burmistrz już wiele lat temu przyjeżdżał i namawiał do zjednoczenia. Już wtedy uznali, że nie dadzą się skusić, bo miasto będzie miało większość radnych, którzy gminie dadzą tylko inwestycyjne ochłapy. W każdym razie nie można popuścić miastu ani metra wiejskiego gruntu...

Już w rozmowie studyjnej przewodnicząca rady Jolanta Bąk potwierdza, że gmina może współpracować z miastem, a nawet na nim zarabiać. Jeśli miasto potrzebuje terytorium, to może dzierżawić miejskie enklawy i tam zapraszać inwestorów. Wszystko zależy od woli zarządców miastem i gminą, która dzisiaj jest akcyjna i nieatrakcyjna dla mieszkańców.
Diametralnie inne zdanie ma wielu mińskich radnych, w tym Dariusz Gąsior. On w połączeniu ze wsią widzi dalszy, nieskrępowany powierzchnią rozwój miasta. Gmina może na tym tylko zyskać, bo będzie miała komunikację miejską i tanie parkowanie w płatnej strefie. No a przede wszystkim zmaleje i to radykalnie utrzymanie miejsko-wiejskiego samorządu. To na pewno będzie dobra zmiana...

Numer: 4 (1060) 2018   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *