Jednym okiem /46/

Między przyjaciółkami. – W zeszłym roku wróżka przepowiedziała Jadzi, że pozna przystojnego bruneta, wyjdzie za mąż i urodzi bliźnięta! – No, i co, sprawdziło się? – Wszystko! Z wyjątkiem małżeństwa...

Nadzieja Andrzeja

Jednym okiem /46/ / Nadzieja Andrzeja

Chęć zerknięcia za zasłonę przyszłości jest chyba tak stara, jak sama ludzkość. Wróżyli sobie starożytni Egipcjanie, Grecy i Rzymianie. W Szwecji roztopiony ołów – tak jak nasz wosk – leje się na zimną wodę w noc sylwestrową. Judaizm surowo zakazał wszelkich obrzędów, wywodzących się z pogaństwa. Chrześcijaństwo jednak, zamiast zabraniać, postanowiło je ochrzcić. Dlatego my mamy swoje andrzejki, przypadające na początku lub na końcu roku liturgicznego. Są one często ostatnią okazją do zorganizowania hucznych zabaw przed rozpoczynającym się adwentem.
Po raz pierwszy o tym święcie wspomina kronikarz Marcin Bielski w połowie XVI w. Na świętego Andrzeja – pannom z wróżby nadzieja – mawiano powszechnie. I początkowo rzecz traktowano całą rzecz bardzo poważnie. Jeśli dziewczyna pościła przez cały dzień i modliła się do św. Andrzeja, to we śnie miał jej się ukazać przyszły mąż.
Obrzędy takie odprawiano indywidualnie, później zaś w gronie niezamężnych dziewcząt. Kawalerowie mieli własne święto – dzień św. Katarzyny (25 listopada). Dziś niezobowiązujące zabawy andrzejkowe organizuje się w gronie mieszanym, przede wszystkim w szkołach i przedszkolach. Lanie wosku przez dziurkę od klucza znają chyba wszyscy. Przyszłość przepowiada się z ulanego kształtu lub jego cienia. Ale czy znacie mniej typowe andrzejkowe wróżby? Na Kresach Wschodnich dziewczyny wysiewały na skraju pola lub w garnkach ziarna lnu i konopi, które zagrabiały... męskimi spodniami, w nadziei, że sprowadzi to do domu kandydata na męża.
U nas na Mazowszu w poznaniu tajemnic przyszłości pomagał pies – dziewczyna, której placek posmarowany tłuszczem zjadł jako pierwszy, miała najszybciej doczekać się zamążpójścia. W Wielkopolsce tę samą rolę spełniał gąsior. Pilnie też nasłuchiwano tej nocy ujadania psów – ze strony, z której rozległo się szczekanie, miał nadejść przyszły oblubieniec. Nawiasem mówiąc, moja Mama, wyciągnąwszy spod poduszki w internacie kartkę z imieniem ZYGMUNT, była przekonana, że wróżba jej się nie spełni. Nie wiedziała jeszcze, że tak ma na imię mój tata... Wszystkim więc życzę udanej zabawy i spełnienia wróżb ulanych z marzeń...

Numer: 47 (1051) 2017   Autor: Anna M. Sikorska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *