Jednym okiem /44/

Nauczycielka pyta Jasia – Co mi powiesz na temat jaskółek? – O, proszę pani – to bardzo mądre ptaki! Odlatują, gdy tylko zaczyna się rok szkolny! No, tak. Ale zanim odlecą ptaki, rodzicom dzieci szkolnych i przedszkolnych odpływają pieniądze z portfela. Hiszpańskie przysłowie mówi, że gdyby pieniądz umiał mówić, to by powiedział – do widzenia!

Zbędny niezbędnik

Jednym okiem /44/ / Zbędny niezbędnik

Wiadomo, że część szkolnych wydatków jest tyleż niezbędna, co nieunikniona. Na pewno potrzebne dzieciom są plecaki. Przy tych ogromnych ciężarach, jakie muszą dźwigać nasze pociechy, potrzeba, żeby szkolne torby były pojemne, solidne i dobrze dopasowane do wzrostu ucznia. Malutkie plecaczki przydadzą się za to przedszkolakom. Najdroższe jednak niekoniecznie znaczy najlepsze. Czasami płaci się po prostu za nadruk z modnym bohaterem.

Tymczasem solidna torba bez kosztownej licencji z powodzeniem służyła mojemu synowi przez trzy lata – dopóki wspólnie nie uznaliśmy, że czas na zmiany. Rzeczą absolutnie niezbędną są też zeszyty. Tutaj należy pamiętać o dość ścisłym podziale na męskie i dziewczyńskie, bo nasze dzieci raczej nie znają się na gender. I nawet za grosze kupiony kajecik w różowe słoniki może nie zachwycić naszego syna. Zeszyty – tak samo jak bloki rysunkowe, zwykłe i techniczne – zalecam kupować od razu w ilościach hurtowych. Zwłaszcza, jeśli mamy kilkoro dzieci w różnym wieku. To samo dotyczy długopisów i ołówków oraz... kleju – z praktyki wiem, że właśnie te rzeczy znikają błyskawicznie. A propos kleju: oprócz zwykłego, do papieru, radzę się od razu zaopatrzyć w przynajmniej jedną tubkę uniwersalnego. Żeby się potem nie okazało, że będziemy zmuszeni go szukać z obłędem w oczach za pięć ósma.

Zdecydowanie za to odradzam kupowanie dzieciom flamastrów różnego typu. Uwaga – nawet te zmywalne są zmywalne tylko z nazwy! To samo z korektorami – młodszym dzieciom służą one głównie do mazania po ławkach. Cyrkle też przydatne są dopiero w klasach starszych. Handlowcy jednak czują pismo nosem i przy okazji wrześniowej koniunktury próbują nam sprzedać mnóstwo rzeczy, które wcale niezbędne nie są. Na przykład pachnące i świecące długopisy z brokatem. Albo elastyczne ołówki, którymi wprawdzie nie za bardzo da się pisać, ale za to można je zawiązać na zgrabny supełek. Uważam, że każde dziecko powinno dostać co najwyżej jeden taki niepraktyczny gadżet. Żeby się było czym pochwalić kolegom – i chwatit'! A w ogóle – witaj, szkoło!

Numer: 35 (1039) 2017   Autor: Anna M. Sikorska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *