Powiat mińskiPowiat miński stulatków

Czesław Sowa mieszka w Wólce Pieczącej od 72 lat, czyli od czasu ożenku z 20-letnią dziedziczką Heleną Sasimówną. Przeżyli razem 62 lata i nigdy nie myślał, że dożyje setki. To dzięki pozbyciu się nerwów, życia na gotowanym i restauracji organizmu. Sprawił sobie nawet nowe soczewki i teraz nie tylko widzi, ale i czyta bez żadnych okularów. A sto lat? Jak się udało przeżyć wiek, to może jeszcze dożyje do trzech jedynek. Z taką emeryturą – na pewno...

Sowa od nowa

Jeszcze niedawno przez Wólkę Pieczącą strach było jechać. Można było zadusić się kurzem, który szalał po autach, ludziach i ogrodach. Teraz mają asfaltowy raj  , czyli bezpieczne połączenie z szosą krajową do Stanisławowa i wojewódzką do Dobrego.

Po drodze leżą Poręby, gdzie 5 lipca 1917 roku nasz stulatek spędził młodość. Urodził się zaś w Miedznej, skąd rod Sowów się wywodzi. To stamtąd przeprowadzili się na poczatku XX wieku  do Porąb, gdzie w 1919 roku jego dziad Paweł podzielił ziemię między dwóch synów. Jednym z nich był Konstanty, ojciec Czesława Sowy.

O pomysłach przodków opowiadał Janusz Sowa – jedyny po jubilacie męski potomek rodu, przekazując stryjkowi wyrys porębskiej działki.

A on przypominał sobie jak w 1945 roku poznał Helenę, jak razem postanowili porzucić swoje towarzystwa i złączyć się na dobre i złe.

– Helcia miała spore powodzenie, ale ja spodobałem się jej najbardziej. Moja siostra wyszła za jej kuzyna i poznaliśmy się na zabawie na Osęczyźnie. Od razu powiedziałem, żeby odrzuciła adoratorów, to ja odrzucę swoje towarzystwo, bo tak mi się podoba – wspomina pan Czesław. Urodziła mu troje dzieci, od których ma pięcioro wnucząt i sześcioro prawnucząt. Córki żyją, ale syn odszedł, mając zaledwie 62 lata.

Całe życie był rolnikiem. Trzeba się było na tych 13 hektarach napracować. Był zaprawiony, bo ojciec po wojnie z bolszewikami miał chore kolano i szybko przejął obowiązki gospodarza. Zawsze był rezolutny. Nie poszedł do partyzantki, bo miał robotę w polu, a na ślub czekał do zakończenia wojny.

Nie ma recepty na długowieczność, ale może coś znaczy jedzenie. W domu dużo się gotowało, a z mięsem nikt nie przesadzał. Na śniadanie zawsze coś na mleku, obiad syty, czyli kluski lub pyzy, a na kolację chleb i mleko.

– Nigdy nie byłem nerwowy. Żona nigdy na mnie nie krzyczała. Czasami chciała się mnie o coś poradzić. Nie była też zazdrosna. Na zabawach tańczyłem ze wszystkimi dziewczynami. Często byłem drużbą na ślubie i młodych woziłem – wspomina stulatek.

No, a muzyka? Dopiero później się wydało, że był wiejskim muzykantem i radnym przez ponad 20 lat. Kiedyś nie interesowała go polityka, ale teraz – owszem. Ma jednoznaczne poglądy o przeszłym jak i obecnym rządzie...

Kiedyś podstawą był szacunek, wszyscy dochodzili do majątków uczciwie i wspólnie. W kłótni niczego się nie osiągnie. Inne kraje nam zazdroszczą, bo jesteśmy narodem pracowitym...

Na stulecie urodzin rodzina zgotowała mu weselną ucztę. Nie tylko z biesiadą, ale i repertuarem artystycznym. Były pieśni patriotyczne i miłosne przeplatane wspomnieniami i życzeniami. Także śpiewane i wielokrotnie życzenia dwustu lat obsypane mnóstwem kwiatów i prezentów. A kiedy zagrano do tańca, Czesław niczym nastolatek oddawał się w ramiona córek, chrześnic i wnuczek, z których prym wiodła Aneta, prezentując z córką stulatka Agnieszką co ciekawsze wyjątki z życiorysu jubilata. Jak ten z pobytu w szpitalu, kiedy zdenerwował się na zachowanie pacjenta z sali. Mając wtedy ponad 90 lat kazał się zabrać do domu, bo już nie może wytrzymać z tym o 20 lat młodszym starym dziadem.

Rzeczywiście, Czesław jest może już stary, ale na dziada nie wygląda i chyba nigdy nim nie będzie. Tak, jak jest teraz, to chciałby żyć bez końca. A jeśli już on nadejdzie, niczego nie będzie żałował...

Numer: 31 (1035) 2017   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *