Jest lato... upał niemiłosierny, więc siadamy w zacienionym pokoju, by spokojnie porozmawiać. Jest o czym, bo o historii ponad 90 lat życia. W sumie udanego, ale czy do końca szczęśliwego... O, nie, takich pytań nie zadaje się mężczyźnie, który przeżył konspirację i front aż do Berlina. Jeszcze nie czas, by Marian Kroszczyński zwany w partyzantce Sową tak eschatologicznie sumował swoje dokonania...
Dwa życia Mariana
Oficjalnie jest tak... Marian Kroszczyński urodził się 6 września 1924 r. w jakubowskim Anielinku jako syn Józefa i Feliksy z domu Wiktorowiczowej. Szkołę powszechną ukończył w pobliskim Mistowie, a zawodową mechaniczną w Mińsku. Anielinek byt w okresie okupacji hitlerowskiej silnym ośrodkiem konspiracji, więc 18-letni Marian został wprowadzony przez starszego brata Wacława, weterana wojny obronnej w 1939 r., do Armii Krajowej. Przysięgę złożył w marcu 1942 r. przed komendantem AK w Jakubowie ppor. Stanisławem Gutowskim-Rawiczem i przyjął pseudonim Sowa. Przeszkolenie wojskowo-dywersyjne przeszedł pod dowództwem chor. Stanisława Żelazowskiego-Orlicza. Tak przygotowany uczestniczył w akcjach sabotażowo-dywersyjnych na terenie powiatu mińskiego, w tym przy zabezpieczeniu zrzutów alianckich pod Ludwinowem. Po wkroczeniu oddziałów Armii Czerwonej został we wrześniu 1944 r. wezwany do wojska. Po przejściu przyśpieszonego przeszkolenia liniowego poszedł na front do plutonu samochodowego jako szofer-mechanik, by ciągnąć za front haubice. Uczestniczył w walkach od Warszawy poprzez Bydgoszcz, Wał Pomorski, Kołobrzeg, Siekierki aż do Berlina. Zdemobilizowany został w lutym 1947 r. w stopniu starszego sierżanta. Za udział w wojnie otrzymał wiele odznaczeń i medali...
A jak jest nieoficjalnie? Miał 20 lat, gdy szedł do wojska. Czy zdawał sobie sprawę, że wolność w 1944 roku jest złudna, niepewna? Wiedział, czym pachną Sowieci?
– O, była różnica, NKW D w ogóle się z nami Polakami nie liczyło, mieliśmy świadomość, że Polska znowu traci wolność. Był 10 września, kiedy brali mnie do wojska, dostałem kartę powołania wystawioną przez władze sowieckie. Była msza polowa w koszarach na poligonie, pogoda była cudna... Zebrano nas, każdy do swojego dowódcy i do Cegłowa na piechotę. Tam załadowali nas o 12 w nocy i przewieźli do Łukowa, stamtąd do Trzebieszowa 18 km pieszo. Tam załadowali nas do szkoły. Chłopaki chcieli uciekać, mieliśmy wszystko spakowane, ale ci z NKW D motorami zajechali, okrążyli szkołę i szagam do lasu – opowiada Kroszczyński.
Czy zależało mu na życiu... Tylko głupcy się nie boją. Uratował go medalik z Matką Boską od mamy, który dostał tuż przed wcieleniem do armii.
Był 1,5 roku w Cytadeli warszawskiej, jeździł z saperami na rozminowanie Wisły i Świdra. Zwolnili go ze służby 27 lutego 1947 roku, gdy miał tylko 23 lata. W rok się ożenił z Marią, która pracowała jako krawcowa. Miał troje dzieci – dwie córki i syna, który zmarł w wieku 2,5 roku.
Opowiada o tej tragedii z gniewem, bo zawinili miejscowi lekarze. Szczególnie dyżurująca wtedy doktor Przyborowa, która – jak mówi – w tym czasie była z mężczyzną... Dziecko położyli w grudniu obok okna, więc zabrał je na na Litewską w Warszawie. Niestety, było już za późno. Chciał podać lekarzy do sądu, ale znajomy mowił – Marian, my ci pomożemy, tylko musisz wyprowadzić się z Mińska, bo cię tutaj zjedzą...
Gdy mówi o czasach PRL-u, ścisza głos. Tak kiedyś było, trzeba było cicho mówić o niektórych sprawach? – Nie narzekałem na PRL, mogli tylko dać więcej swobody. Nie musiałem zapisywać się do partii, wystarczyło to, że przeżyłem szlak z pierwszą armią bojową WP i to dawało mi gwarancję nietykalności.
W cywilu zawsze był kierowcą, na co szczególnie nie narzekał, bo to – jak mówi – wolny zawód. No, oczywiście bez picia alkoholu, ale kto w PRLu nie pił... Wtedy nie było czasu na działanie społeczne. Juz na emeryturze został członkiem Światowego Związku Żołnierzy AK, Koło obwodu Mewa-Kamień w Mińsku. W listopadzie 2006 r. został awansowany do stopnia porucznika. Pomimo wieku jest chorążym pocztu sztandarowego
AK, jest w składzie zarządu koła i wozi kolegów na uroczystości... Jak długo? Wydaje się być niezniszczalny...
Numer: 52/53 (1003/1003) 2016 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
Dodano 7 stycznia 2017 roku o godz. 15:52 przez: Smithd100
I am really impressed with your writing skills as well as with the layout on your weblog. Is this a paid theme or did you modify it yourself? Anyway keep up the excellent quality writing, its rare to see a great blog like this one nowadays adddfaddeegbbkee
DODAJ KOMENTARZ