Zwracam się z prośbą do redakcji Tygodnika Co słychać? o opisanie zaistniałego przypadku masowego śnięcia ryb w akwenie Łazienki w Mińsku Mazowieckim – napisał do nas zbulwersowany sytuacją Andrzej Bartnicki. Jest odznaczony przez PZW medalem za zasługi w rozwoju wędkarstwa polskiego i dlatego nie mógł na to patrzeć przez palce...

Śnięte zanęty

Objawy zatrucia powstały około 4-5 dni temu i o dziwo, mimo odoru i widoku śniętych ryb, nikt nie interweniował, a sanepid i ochrona środowiska w Mińsku Mazowieckim robiły wszystko, żeby ukręcić łeb sprawie. Tak, bo twierdziły, że to wina bobrów i robót ziemnych wykonywanych w Karolinie. Dopiero na mój pisemny wniosek poparty przez Waldemara Padzika z koła nr 45 zostały podjęte jakieś tam kroki, które jednak nic nie wniosły do sprawy, a ochrona środowiska twierdzi, że to nie ich zadanie tylko ichtiologów i jakiegoś tam urzędu na Bartyckiej w Warszawie. Skoro tak, to po co oni są i co robią... Czyżby ich zadaniem nie jest przeciwdziałanie takim przypadkom oraz epidemii z powodu gnijących ryb!?
Mało tego... Przecież rzeka Srebrna wpływa do Mieni i Świdra, który jest rezerwatem przyrody, więc skoro otruto bolenie, leszcze, liny i szczupaki w  Srebrnej, to co będzie z pstrągami i lipieniami w Świdrze, jak trucizna tam dojdzie. Woła to o pomstę do nieba, żeby niweczyć coś tak pięknego i czystego jak akwen Łazienki, który zrobiła natura, a najgorsze jest to, że nikt o to piękno nie dba. Twierdzę, że powinno być to niezwłocznie zgłoszone przez ochronę środowiska wyżej, a nie zwalać winę na bobry, roślinność i wykopy, po to żeby zatuszować sprawę, jak to bywało kiedyś – kończy swój wywód pan Andrzej. Załącza także pisma do instytucji, które winny wszystko zbadać i ukarać winnych...

Od redaktora – Mam nadzieję, że zaszło jakieś nieporozumienie, bo przecież trudno podejrzewać instytucje o taki ostracyzm i marazm wobec wodnej fauny. Niech o swych działaniach ochronnych i śledczych opowiedzą przed kamerą...

Numer: 40 (991) 2016