Stały przez niemal rok, strasząc uschniętymi kikutami ptaki i przechodniów. Stały pod nosem władz Mińska Mazowieckiego i straży miejskiej niczym symbole urągające ich  soczystym wizjom rozwoju i bezpieczeństwa. Stały tak długo, że wielu z nas się do nich przyzwyczaiło, a niektórzy nawet uznali, że tak powinno być.

Ścinka wstydu

Jak powinny istnieć festiwale za pół miliona złotych gloryfikujące tumanów, pijaków i gejów. A kiedy nastała era pokemonów, zapatrzeni w ekrany smartfonów trole właśnie pod uschniętymi drzewami szukali swych wirtualnych dopalaczy. Już koniec, już niczego nie znajdą, bo po suchych konarach zostały tylko ledwo widoczne szczątki pni, czyli karpy.
Zabójcy przyjechali z rana i dość nieoczekiwanie, choć dobrym argumentem mogła być pierwsza po wakacjach sesja rady miasta. Powodem na tyle realnym, że burmistrz nie chciał mieć kłopotliwych, a nawet retorycznych pytań.
Akcja suchej ścinki trwała ponad cztery godziny i nie była taka oczywista technicznie. Z uwagi na bliskość budynków i chodnika trzeba było rżnąć gałęzie i konary od samych wierzchołków, rzucać je na niewielki plac i od razu pąkować na przyczepę. Udało się i w ten sposób doszło do zniwelowania pierwszego wstydu mińskiej władzy. Za ile? Nie warto liczyć pieniędzy, bo każdy wstyd nie ma ceny, a suche kikuty pod nosem Jakubowskiego to widok bezcenny.

Numer: 39 (990) 2016   Autor: (jaz)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *