Mińsk MazowieckiRowerem bez granic

To było powitanie godne mistrza. Na placu Budowlanki, tuż pod gołąbkiem Picassa zebrało się kilkudziesięciu przyjaciół Sebastiana Reczka, by gratulować mu 34 dni spędzonych na rowerze w samotnym rajdzie po Polsce. – Dziękuję za tak wspaniałe przywitanie. Dla takich chwil warto żyć, marzyć i robić to, co się kocha – mówił wzruszony Seba, poddając się z uśmiechem powitalnym rytuałom...

Seba – tak trzeba

Ponad 400 fanów i podwójny wzrost polubień to wirtualny efekt podróży pokonującej granice. Jakie? Na pewno nie tylko kondycyjne, choć pokonał 3200 kilometrów przemierzając – jako pierwszy mińszczanin – z ruchem słońca przygraniczne tereny kraju. Jego fejsbukowy dziennik podróży zaznacza każde miejsce na mapie i przejechane kilometry. Od 60 z Mińska Mazowieckiego do Siedlec po prawie 500 km przy granicy z Niemcami i trasie nadmorskiej. Pokazywał też zdjęcia i krótkie filmy z podróży, które zyskiwały coraz więcej polubień i gratulacji.
– Sebastian od zawsze jest aktywny, a rower stał się jego pasją – chwali syna mokra od szampana, ale szczęśliwa rodzicielka podróżnika. Tak się ściskali, że cała się lepi, ale to nic. Najważniejsze, że już jest cały i zdrowy. Także opalony, co szczególnie wzbudza podziw kobiet, które chwalą niemal każdy mięsień Sebka. Ten się spręża i żartuje, że im wyżej, tym nogi bielsze, bo przecież w stringach nie jechał...
I pokazują transparent z napisem ALLEZZZZ SEBA, by docenić trud kolegi. O wszystkich jego wzlotach i upadkach wiedzą z wirtualnego dziennika, gdzie ze szczegółami opisuje, co przeżył, jak się czuje i gdzie jest.
Jednego dnia pisze, że... jest po prostu cudownie. Góry pożegnały mnie we wspaniały sposób. Dla takich momentów warto ponieść wielodniowy wysiłek.
Jednak po paru dnach przeprasza, że wrzuca tylko zdjęcia, ale jest wykończony. Zrobił 461 km i marzy o kąpieli, by coś zjeść i spać. - Jutro szerokim łukiem omijam plaże dla turystów . Byłem wkurzony, bo myślałem że będę musiał jechać dalej szukać noclegu. Na szczęście na końcu miasta hotel robotniczy. Tu czas się zatrzymał. Jest woda, łóżko... więcej mi dzisiaj nie potrzeba...
Nie zawsze był to motel czy kamping. Lubił nocować na przystankach autobusowych. Też z dachem, a do tego można pogadać z przygodnymi podróżnymi. Jedni się dziwili, inni podziwiali i dzielili się dobrym słowem.
On też podziwiał i zmienił swoje myślenie o własnym wyczynie, gdy zobaczył na trasie Adriana, który jechał dokoła Polski na wózku. Jak się chce, to można...
Rower spisywał się wyśmienicie. O swojej Jamajce mówi jak o kobiecie – czule i z szacunkiem. To nic, że musiał zmienić dętkę. To normalne na takiej trasie.
Gdy podróż zbliżała się do końca, przyszedł czas refleksji. Pisał, że chwile, które przeżył na długo pozostaną w pamięci. Były momenty radości, smutku, cierpienia. Jednak im bliżej domu, tym więcej radości. I chęci podzielenia się odczuciami z przyjaciółmi i całkiem nieznajomymi. Wszystkich na dwa dni przed przyjazdem zaprosił na wspólne świętowanie.
I na koniec prośba o wsparcie na ostatnim odcinku trasy z Jeruzala do Mińska. Jak znalazł się w Wilkowyjach, jadąc z Białegostoku? O tym nie mówił,ani nie pisał, ale chyba było warto. Chociażby dla foty z mamrotem na ławeczce wiejskich wieszczów.
Sebastian Reczek zrobił swoje, więc jego wyczyn mógłby ilustrować napis na transparencie SEBA – TAK TRZEBA. Może za nim pójdą młodzi, botaka przygoda to nie kwestia pieniędzy, a siły woli. Tą wolą jest pokonanie granic własnej wytrzymałości na ból i samotność. Po takiej próbie ludzie smakują inaczej.

Numer: 34 (985) 2016   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *