DRODZY CZYTELNICY

Zbliżają się amerykańskie Walentynki, czyli miłość jednego dnia. Tymczasem ostatnio usłyszałem, że aby przetrwać w małżeństwie i nie wpaść w piekielne ognie, potrzeba jednego – ciągłego wysiłku. Jedno piekło to i tak już nadto, a gdy zbiorą się dwa? Tego nie da się zrealizować, bo dwa piekła to murowana katastrofa. Jak więc kochać nieustannie, a jeśli nawet mniej to żyć w małżeństwie i nie zwariować? Jak zjeść tę małżeńską rybę i nie zadławić się ośćmi...

Ości miłości

DRODZY CZYTELNICY / Ości miłości

Miłość ustawiczna jest jak stary, składany samochód. Jak się coś popsuje, umiemy to zreperować i jechać dalej. Miłość ulotna przypomina nowoczesne auto, które w razie defektu nadaje się tylko do całkowitej wymiany.
Coś w tym jest, ale jak opanować sztukę sercowego survivalu. No jak to gdzie – w poradnikach. Tam znajdziemy mnóstwo wypróbowanych recept doświadczonych przez życie autorów. Romantyczna kolacja przy aromatyzowanych świecach, wyprawa – niespodzianka na łono przyrody lub do znanego kurortu, czyli zaskoczenie i recycling.
– Nigdy nie przydeptuj kapci, nie siedź godzinami z piwem przed telewizorem, zrób się na bóstwo, nie próbuj nim/nią zawładnąć, daj pożyć, niech idzie na ryby z kumplami, niech spotyka się regularnie z kumami na ploteczkach, rozmawiaj, pamiętaj o imieninach i urodzinach, rocznicy ślubu, uczcij je choćby zabawnym drobiazgiem, a w ogóle to kwiaty przynoś czasem ot tak, bez konkretnych okazji.
A przy innych okazjach – nie pozwól panoszyć się mamusi, nie podejmuj sam ważnych decyzji, pamiętaj, że ogromny procent kłótni to z powodu braku pieniędzy, czy głupiego ich wydawania. No i żeby seks był fascynujący...
I co, lepiej? Nie będzie, szkoda czasu i wspomnianych pieniędzy, a życie według rad obcych jest za cenne i za krótkie. A skoro tak, warto pomyśleć i odkryć, że aby przetrwać we dwoje i nie zwariować trzeba się po prostu starać. Jak to starać, co robić? Właściwie nic, bo wystarczy wyjść ze skorupy własnego egoizmu. To nic trudnego, bo każdy z nas, kto już prawdziwie kochał, zna ten nieziemski dar altruizmu, gdy spotkały się dwa światy i stały się jednym. Gdy nikt i nic poza nią czy nim się nie liczyło.
Nie, nie chodzi tu o nieustającą euforię, bo w takim stanie można funkcjonować tylko na haju. Chodzi o to, żeby wydostać się z piekła, czyli stale przywracać wspomnienia raju, w którym człowiek nie czuł się samotny. Dążenie do jedności to dążenie do powrotu do wspólnego nieba. Oczywiście łatwiej wziąć swoje zabawki i udać się w dalszą drogę, by stać się poligamistą w kilku monogamicznych odsłonach. Jeżeli jednak ktoś chce inaczej i chce żeby
się udało, bo wzrusza go pierwszy siwy włos, dwoje staruszków trzymających się za ręce, albo mąż i żona zmarli tego samego dnia po wspólnie przeżytych siedemdziesięciu latach, to musi podjąć wysiłek. Codzienny, polegający na wyjściu ze skorupy, na wyjęciu z ust osi gniewu. A jak to będzie wyglądać konkretnie – czy romantyczna kolacja przy świecach, czy zgoda na samotny wieczór, bo poszedł na mecz z kumplami, czy czytanie z twarzy i głosu, że coś się stało – to już są szczegóły, konkret, który realizuje się wedle własnej intuicji.
A gdzie tu wiara? Owszem, jeśli patrzymy na małżeństwo do grobowej deski jako na długoterminową inwestycję, to zysk jest zawsze do odebrania na końcu drogi. Albo na początku nowej, wiecznej...

Numer: 7 (958) 2016   Autor: Wasz Redaktor






Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *