Mińsk MazowieckiW 20-lecie tygodnika Co słychać?

Michał Frącz studiuje dziennikarstwo i jednym z warunków zaliczenia było napisanie referatu o jednym z lokalnych mediów. Michał wybrał nasze Co słychać? nie tylko dlatego, że ładnie wygląda i od 20 lat kreuje lokalny rynek prasowy. O prawdziwych motywach i rozterkach rozmawia z właścicielem i redaktorem naczelnym Zbigniewem Piątkowskim

Nie tylko słowa

W 20-lecie tygodnika Co słychać? / Nie tylko słowa

Wybrałem do analizy tygodnik Co słychać?, bo odróżnia się od reszty. Jak to się zaczęło?
– Był rok 1995. Byłem wtedy nauczycielem i redaktorem naczelnym społecznie wydawanego starego Dzwonu, który powstał na kanwie ruchu solidarnościowego. Z uwagi na politykę, która się tam wkradła, chciałem mieć coś swojego i niezależnego. Pomyślałem, żeby zacząć wydawać własne, prywatne czasopismo, ale sądziłem, że jest to mało realne. Miałem wtedy żonę w ciąży i zero złotych na koncie. Wiedziałem jednak, jak się zabrać do rzeczy... W sierpniu 1995 r. założyłem firmę i już w listopadzie wydaliśmy pierwszy numer czasopisma. Na początku szło źle, więc w maju 1996 r. postanowiłem zrobić rewolucję czyli kolorową okładkę. Sprzedaż nagle wzrosła, a ja zrozumiałem, że ludzie kupują oczami.

To był dopiero początek zmian...
– Kolejnym przełomem był rok 1998. Od grudnia ‘97 zastanawiałem się, co zrobić, by wydawać tygodnik, bo miesięczne magazyny miały już po 44 strony. Wypróbowałem metodę wydawania czarno-białych tygodników i... ludzie zaczęli je kupować. Tak więc od września 1998 Co słychać? wychodziło co tydzień, ale jeszcze nie w pełni kolorowe. W 2000 roku nastąpił kolejny przełom, przeszliśmy na pełny kolor oraz znaną do dzisiaj jakość edytorską. Ostatni przełom nastąpił trzy lata temu, kiedy powstał Medial Piątkowski obejmujący tygodnik, portal i telewizję. Od tego czasu oglądalność naszej strony www.co-slychac.pl zwiększyła się do ponad 1500 odsłon na dobę, a na YouToubie mamy ponad 1700 filmów, które obejrzało ponad 320 tys. osób.

Jakie są plany na przyszłość?
– Widzę ją i negatywnie, i pozytywnie. Minusem jest kryzys na tytuły drukowane, które prą w stronę mediów cyfrowych. Co słychać? jest także w sieci, a już niedługo nasz portal będzie uzupełniany codziennie. Chcemy jednak po każdym wydarzeniu dawać tylko zapowiedzi artykułów i filmów, które w całości ukażą się w każdą środę. Tak więc nadal głównym medium będzie tygodnik w wersji papierowej i zmieniany co tydzień program TV.

Taka tradycja po nowemu...
– Tak, bo czytelnicy wciąż lubią obcować z drukiem na dobrym jakościowo papierze. W Co słychać? znajdą nie tylko aktualne i ciekawe treści, ale także naturalne, wyraziste ilustracje. Od trzech lat najważniejsze artykuły uzupełniają i wzbogacają reportaże filmowe. Tak oto tworzymy filmową kronikę powiatu mińskiego...

A nie planuje pan bardziej aktywnej strony internetowej np. forum?
– Myślałem o forum, ale obserwuję inne fora i nie wiem, czy nie byłoby kłopotów z anonimami. Nienawidzę anonimów i ich plugawych wpisów. Jesteśmy czasopismem, które od 20 lat nikomu się nie kłania. Traktujemy władzę równo, nie zamierzamy jej służyć ani też pisać dobrze, by pozyskać ogłoszenie czy reklamę. Kto zauważa jakość Co słychać?, powinien wiedzieć, że jest ono niezależne i krytykuje nie osoby, a ich bezprawne działania, które wyrządzają krzywdę ludziom i społeczeństwu...

A wykorzystanie facebooka, tweetera?
- Owszem, na tych portalach mamy własne konta, gdzie publikujemy wszystkie medialne nowości...

Z czego przez 20 lat istnienia tygodnika jest pan najbardziej dumny?
– Najbardziej z faktu, że trwamy, a także - mówiąc trochę żartem - z utożsamiania tygodnika ze mną. Jest już tak, że, jeśli ktoś powie Co słychać? to myśli Piątkowski i odwrotnie. Z początku myślałem, że tytuł jest zbyt radiowy, ale przeważyło zawołanie codzienne. Myślałem także, że ten tytuł jest naiwny, ale biorąc pod uwagę, że w życiu wszystko polega na infantyliźmie, jest dobry.

Jak pan ocenia miński rynek medialny?
– Niezręcznie jest mi mówić o lokalnym towarzystwie medialnym. Trzeba zacząć od tego, że wiele osób, które teraz robią gazety, kiedyś u mnie pracowały. Teraz nie piszą, bo w większości niewiele potrafili, albo mieli wygórowane o sobie mniemanie. To wyrobnicy, więc niczemu się nie dziwiłem i nie dziwię. Mnie chodzi o utrzymanie jakości, a z nią w prasie jest różnie.

W archiwalnych numerach widziałem kilka działów, które wszyscy pamiętamy np. sokół tygodnia. Czy można go przywrócić?
– Sokoły wychodziły ponad 10 lat, ale ich formuła się wyczerpała. Może nie do końca, bo przecież wciąż mamy przekrojowe artykuły o tematyce powiatowej lub regionalnej.

Być może w przyszłości wzbogacimy nasz tygodnik o rozrywkę, kulturę, literaturę, a nawet ciekawostki z prasy krajowej i zagranicznej. Nie wiem, czy warto wydawać taki rarytas, który będzie musiał więcej kosztować... Nie chciałbym, żeby gadżet, program, inny dodatek decydował o tym, czy ludzie kupią Co słychać? czy nie. Chciałbym robić lepiej i więcej, ale to kwestia czasu i zdolnych ludzi. Takim nie żal nauki i pieniędzy, jednak to wszystko musi zagrać merytorycznie i finansowo...

Zapytam jeszcze o wiersze. Jest pan poetą...
– Nie nazywam się poetą, a twórcą liryki. Teraz wydam trzeci tomik poezji, czyli liczbę wierszy zgodną z moim wiekiem. Pierwszy tomik zawiera 77 wierszy, bo siódemki to moje szczęśliwe cyfry, w drugim zaś są 53 liryki, bo wtedy akurat skończyłem tyle lat.

Będzie trzeci...
– Po Rozstajach i NIEnasyceniu piszę Zbliżenia, czyli kulturowe postrzeganie dekalogu i jego korelacje z ludzkimi zmysłami. Takie same tytuły będą nosiły moje powieści, bo zamierzam napisać trylogię, która będzie prozatorskim rozwinięciem poezji w formie wielce onirycznej... Myślę jednak, że dziennikarstwo i poezja to jeszcze nie szczyty mojego talentu.

Potrzebne jeszcze uznanie...
Kiedy podpisuję moje wiersze, to żartuję by je szanowali, bo jak dostanę Nobla, to zarobią fortunę. Oczywiście, nie chodzi tu o pieniądze i nagrody, a przygodę intelektualną i zmysłową. Dla mnie największą nagrodą są słowa czytelnika, że coś przeżył i czymś się wzruszył. Zależy mi na tym, by wstrzelić się w czyjeś myślenie, przeżycia, uczucia... Miłość jest w życiu najważniejsza. A pieniądze? Trzeba je mieć, a nie się o nie martwić. I robić to, co fascynuje. A sława? Nie będę chronił się pod maską i mówił, że popularność mnie nie interesuje. Nie chcę być tylko naiwnym celebrytą... A może nie tak na sławie mi zależy co na... ... docenieniu?

– Niekoniecznie, ale chcę, żebym był postrzegany nie tylko jako nauczyciel, dziennikarz, czy organizator ludowych imprez. Może się uda... Mam nadzieję, że mam jeszcze dość czasu, by wiele, a nawet wszystko zmienić...

Numer: 1/2 (952/953) 2016   Autor: /opr-red/





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *