SiennicaSiennica jubilatów

I że cię nie opuszczę aż do śmierci – tak ślubowali sobie pięćdziesiąt lat temu państwo Emilia i Stanisław Łobodowscy z Siennicy. Pytani o receptę na tak długie i zgodne pożycie sięgają pamięcią do lat młodości. Jakie były początki ich miłości? Obydwoje od urodzenia mieszkają w Siennicy, a tutaj trudno było się nie znać chociażby z widzenia...

Zdani na los

Siennica jubilatów / Zdani na los

Emilia była jeszcze uczennicą liceum pedagogicznego, kiedy Stanisław zaczął ją zagadywać i zaczepiać. Trzy i pół roku bliższej znajomości i spotkań zaowocowało ślubem. Młodzi zamieszkali z rodzicami młodej małżonki. Po dwóch latach na świat przyszedł ich pierworodny syn, a potem córka. Oboje czynni zawodowo: Emilia pracowała jako nauczycielka w miejscowych szkołach, a Stanisław w instytucie atomowym w Świerku. Ich zaangażowanie w życie lokalne było widoczne poprzez służbę Stanisława w miejscowej OSP. Emilia pełna lęku znosiła wyjazdy na akcje gaszenia pożarów czy pomocy powodzianom. Sama zresztą poświęcała się pracy z młodzieżą miejscowej szkoły średniej.

W życie wypełnione codziennymi troskami i radościami wdarła się nieuleczalna choroba syna. Trzy lata po jego śmierci na świat przyszła kolejna córka, a potem syn. Życie toczyło się dalej, a Łobodowscy przeżywali drugą młodość. Zbudowali też własny dom, w którym zamieszkali z dziećmi i rodzicami.

Jaki był i jest ten dom? Na pewno nie mają na myśli budynku. Dla nich dom to rodzina, sąsiedzi i przyjaciele, ale także przyjaciele ich dzieci. Jest zawsze otwarty, pełen śmiechu, radości, hałasu, łez, uczuć. Tutaj każdy mógł wejść, powiedzieć co boli i cieszy. Zawsze znalazł zrozumienie. To przekazali swoim dzieciom, to wpajali od małego. Może dlatego cała trójka poszła w ślady mamy i służy w zawodzie nauczyciela.

Jacy są teraz po pięćdziesięciu latach? Starsi wiekiem, ale nadal otwarci i szczerzy. Dzieci wyfrunęły z gniazda, pozakładały rodziny, mają swoje dzieci – jubilaci doczekali się pięciu wnuków i jednej wnuczki. Starzeją sie razem i czego pragną? Zdrowia, bo trochę szwankuje. Są dla siebie oparciem. Pani Emilia ma w sobie niewyczerpane pokłady cierpliwości i wyrozumiałości, ale przede wszystkim dzięki miłości od kilku lat nieprzerwanie opiekuje się swoim poruszającym się na wózku inwalidzkim mężem.

Czy oczekują jakichś specjalnych zaszczytów? Raczej nie. Rodzina i przyjaciele uczestniczyli w specjalnej mszy rocznicowej, podczas której nie tylko jeszcze raz przyrzekli sobie miłość, ale też założyli nowe obrączki. Jak po każdym ślubie odbyło się wesele. Może nie tak huczne jak to pięćdziesiąt lat temu, ale goście bawili się doskonale.

W minioną niedzielę z rąk arcybiskupa Henryka Hosera otrzymali specjalne błogosławieństwo, ale zaproszenia do USC się nie spodziewają. Zresztą i tak nie mogliby skorzystać, bo budynek nie ma podjazdu dla wózków, a odwiedziny w domu to nie to samo. Żartują, że może do brylantowych godów budynek urzędu gminy otworzy się dla niepełnosprawnych. Wystarczą im szczere i płynące z głębi serca życzenia zdrowia, miłości i wytrwałości oraz doczekania kolejnych jubileuszy, które już usłyszeli od najbliższych i przyjaciół.

I gdzie ta recepta na długie pożycie małżeńskie? – Trzeba umieć razem przyjmować  i trwać obok siebie – powtarza za rodzicami córka Anna Jackowska.

Numer: 1/2 (952/953) 2016   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *