Lotnisko w Janowie to dzieło Niemców, którzy właśnie stąd szykowali się do ekspansji na czerwoną Rosję. Polskie wojsko stacjonuje w Janowie od 1956 roku i mieszkańcy zdążyli się przyzwyczaić nie tylko do ryku odrzutowych silników, ale i płonącej Wiśniówki, którą wojskowi partacze zasilali w niewylataną naftę. To były dobre dla lotników czasy, ale ludzie już się nie boją mówić, że lotnisko jest zakałą środowiska, a piloci popisowymi wyjcami...

Wyjce popisowe

Wójt Piechoski zaprosił na sesję dowódcę 23 Bazy Lotnictwa taktycznego, by się wytłumaczył z hałasu czynionego przez odrzutowce. To nie jego pomysł, a pretensje mieszkańców Janowa, którego sołtys Marek Prasał nie bez nerwów zapraszał wojskowych dowódców na swoje podwórko podczas lotów. Mniejsza o hałasy lotniskowe, a rzecz w tym, że samoloty latają za nisko i do tego nad samymi budynkami.

Obrazowo wyjaśniał, że samolot na dopalaczach obniża lot na 200 metrów, ziemia się trzęsie, drzwi się otwierają, dzieci uciekają i nie da się żyć. Mieszka naprzeciwko wieży i widzi jak wtedy wojskowi podziwiają wyczyny swoich kolegów. Sołtys ma wrażenie, że piloci robią to złośliwie, a przecież mogą latać nad polami czy lasami...

Pułkownik Gorczyca nie miał zamiaru dyskutować na temat położenia jednostki i lotniska, ale musiał ustosunkować się do problemów, jakie z lotniskiem mają okoliczni mieszkańcy. Poinformował, że jednostka wojskowa realizuje wszystkie normy narzucone przez Ministerstwo Ochrony Środowiska, a pomiar hałasu jest dokonywany cyklicznie i raportowany.

Wojskowi mają instrukcje, polecenia i nie mogą wykonywać niczego, co nie jest legalne. Nic nie poradzą na skargi, że w Mieni z powodu hałasu odrzutowców zdechło tysiące kurczaków. Każdy mógłby ich o takie herezje oskarżyć, a kto płaciłby za te niezawinione straty. A jednak samoloty wyją nad dachami nie do wytrzymania, co potwierdził radny Kowalczyk z Niedziałki.

– Nawet jeśli się tak zdarzyło, są to przypadki jednostkowe, a poza tym nie mogą lecieć bezpośrednio nad dachami – nie dawał się zwieść Gorczyca.

– Jak to nie latają, nie daruję wam tego... nie róbcie sobie z nas kpin – nie wytrzymał Prasał.

Atmosfera niebezpiecznie gęstniała, choć pułkownik zapewniał, że żadne zadanie nie jest wykonywane przeciwko komuś, a służy jedynie celom szkoleniowym. Fakt, jednostka była gospodarzem zgrupowania do defilady w Warszawie, byli goście ze Świdnika, z Malborka i z innych lotnisk. Jednak piloci się nie popisują, bo po popisach są katastrofy. Zapewnił także, że jako jednostka, nie decydują o strefach objętych zakazem lotów, bo wojsko wypełnia tylko formalności i rozkazy.

Wójt poczuł się odpowiedzialny za stres pułkownika, ale wierzy, że coś z tego spotkania wyniknie. Może wtedy, gdy dowódcy zobaczą film nagrany przez sołtysa.

Pułkownik Gorczyca zapewnił, że nie zapomni o sprawie, ponieważ co miesiąc mają posiedzenia zespołów bezpieczeństwa lotów i tam omawiane są szczegółowo takie problemy. Rozpatrują także, czy piloci mają prawo w danym miejscu latać i w dany sposób wykonywać zadanie. Nie podobało mu się podejrzenie o popisy lotników, bo to tylko pokaz ich umiejętności pilotażu. Jednak obiecał, że postarają się jak najmniej utrudniać życie mieszkańcom. Nie chcą działać na szkodę ludzi, ale zdają sobie sprawę, że nawet jeśli wszystko w raporcie okaże się w porządku, sołtys i tak może być niezadowolony.

Nie tylko on, bo – jak określiłem – wojsko to wciąż państwo w państwie, a adresatem skarg nie powinna być jednostka, a MON. Jego ministrowie powinni umieścić pochłaniacze hałasu nie tylko przy drogach, ale przede wszystkim wokół lotniska. I pod żadnym pozorem nie latać nisko nad domami...

Numer: 50 (949) 2015   Autor: J. Zbigniew Piątkowski