Gmina Mińsk MazowieckiSzkoły podmińskie 2015

Lokacja szkół w mińskiej gminie przypomina wianek. Dość nierówny, a do tego grzeszny. Głównie przez gimnazja, których wyniki ze sprawdzianu były najsłabsze w powiecie. Nic dziwnego, że podmińscy radni chcieli poznać powody aż takiej dydaktycznej słabości i program naprawy oświatowej impotencji. Co usłyszeli? Dyrektorzy szkół nie poczuwali się do winy, zrzucając niepowodzenia na przyczyny obiektywne i migrację najlepszych uczniów do szkół mińskich

Wianek niemocy

Szkoły podmińskie 2015 / Wianek niemocy

Początek był mocny, bo kreatywny. Otóż przewodnicząca rady Jolanta Bąk sprawdziła swe rachunkowe umiejętności na programie napisanym przez uczniów SP w Hucie Mińskiej. Mniej radości zaznali radni w czasie wystąpienia sekretarz Jolanty Damasiewicz, która krok po kroku pokazywała problemy i obnażała niedoskonałości gminnej oświaty. To nie tylko przepisy odgórne nakazujące liczbę do 25 uczniów w klasie, czy konieczność dowożenia, bo gmina długa i szeroka, a do szkół specjalnych daleko...

Wystąpienia dyrektorów szkół nie wnosiły niczego nowego, bo ograniczały się do pozytywnej analizy sprawdzianów kompetencji, pracy wychowawczej i wszystkich, nawet niewielkich osiągnięć uczniów szkoły. Narzekali na warunki pracy i chwalili się unikaniem nauki na dwie zmiany.

Piotr Matzanke gorycz porażki w gimnazjum osładzał indywidualnymi wynikami uczniów z klas VI. Niestety nie przełożyło się to na wyniki ogólne z uwagi na wynik jednej osoby, który mocno zaniżył statystykę.

Dyrektor z Janowa przyznał się do słabych wyników i poinformował o zastosowaniu programu naprawczego.

Marianka zaś nie ma miejsca dla tak dużej liczby dzieci. Urządzili więc klasę w pokoju nauczycielskim, a dyrektor Rosołowską martwią niewiele warte i nieatrakcyjne nagrody, jakie dostają uczniowie za wysokie miejsca w krajowych konkursach. Żenada jest tym większa, bo niewychowawcza. Jak woda w dystrybutorach, które muszą w szkole stać i zwiększać wydatki nawet o 600 zł miesięcznie.

Do konkretów pierwszy podążył radny Kowalczyk, pytając o program naprawczy i współpracę ze słabszymi dziećmi. Dyrektor Anna Przybysz ze Stojadeł zapewniała, że zawsze wyciągają wnioski z wyników sprawdzianów, Jednak nie jest pewne, że dzieci w kolejnym roku będą miały takie same problemy. Może być tak, że to, co nie wyszło rok wcześniej, teraz by się udało nawet bez dodatkowej pracy. Uczniowie przystępują do sprawdzianów próbnych i na podstawie wyników, nauczyciele decydują, nad czym trzeba pracować.

Czy pracują z dziećmi indywidualnie? Tylko z klasami na lekcjach, ale jeśli np. źle poszło pisanie dłuższych wypowiedzi, nad tym się pracuje ze słabszymi.

Tak rozkręcającą się dyskusję przerwał wójt Piechoski, narzekając na PPP, które zamiast wspomagać dzieci, zrzucają koszty na samorządy. Poruszył też problem odchodzenia dzieci ze szkół podstawowych do innych gimnazjów, najczęściej miejskich. Ich liczba rośnie z roku na rok, więc trzeba pracować nad zatrzymaniem uczniów w gimnazjach gminnych, bo traci się subwencję, która idzie za uczniem.

Sołtyska Królewca Joanna Aleksejewicz uspokajała, że nie jest dziwną rzeczą, iż dzieci idą do gimnazjum przy Pięknej, ponieważ ta szkoła oferuje im prestiż i współpracę z nauczycielami licealnymi. Uważa, że nie ma się czego wstydzić, bo dzieci są dobrze przygotowane, a dyrektorzy są w porządku.

Radny Rokita nie do końca się zgodził, bo skąd wzięło się aż 62 uczniów wybierających
inne gimnazjum. Radny Szopa nie sądzi zaś, by udało się docenić gminne gimnazja, skoro wyniki są tak marne, bo 38-46% z matematyki i przyrody to jest katastrofa.

Agnieszka Natorff-Gałka z Niedziałki odniosła wrażenie, że zebrani nie umieją się cieszyć z tego, co mają, a o zmianie szkoły decydujączęsto aspiracje edukacyjne i spełnianie marzeń.

Wójt Piechoski jest przeciwny tworzeniu złego wizerunku szkół, bo nie powinno się we własne gniazdo pewnych rzeczy robić. Nie można mówić, że to jest równia pochyła, że gminne gimnazja to dno. Chodzi o to, żeby rodziców przekonać, że te szkoły są dobre, a istnieją przypadki, że nawet nauczyciel zabiera dziecko z własnej szkoły.

W tej sytuacji dyrektor Matzanke próbował określić pojęcie dobrej szkoły... Bo jeśli to ma być wyścigówka, która ma dobre wyniki egzaminów i sprawdzianów, to nie mają szans. Ba – jak przyznała się dyrektor Przybysz – nawet przed taką oświatową dyskusją czują dyskomfort, bo radni szukają haków, żeby coś dyrektorom wytknąć.

Niech się nie lękają, a rzetelnie ocenią własne działania i słabe wyniki nauczania, do czego namawiał radny Rokita.

Próbował dyrektor Wierzbicki z Janowa, który atrakcyjność szkół miejskich umieścił w szkołach językowych i korepetycjach. On też chciałby mieć komfort napisania tematu na tablicy i wymagania wiedzy.

A może podstawowym problemem oświaty jest system, który jest niewydolny. Może gminy całkowicie powinny odpowiadać za oświatę i tak obsadzić szkoły dyrektorami, by się ich nie wstydzić. Dyrektorzy powinni wybrać takich nauczycieli, by nie wstydzić się wyników nauczania, a rodzice powinni tak szanować szkołę, by nie wysyłać dzieci do miasta. Jeśli wielu nauczycieli nie zna podstawowych działań matematycznych, nie potrafi pisać ortograficznie, to kto uczy nasze dzieci... Może więc trzeba dyrektorów sprawdzić z zarządzania, a nauczycieli z wiedzy podstawowej... Wtedy może się okazać, że połowa nauczycieli powinna zmienić pracę na... fizyczną. Honor jest bardzo ważny w oświacie, ale jeszcze ważniejsze jest rzetelne wykonywanie swoich obowiązków. Trzeba nie tylko się starać, ale także mieć wyniki. Kreda i tablica to już za mało...

Numer: 45 (944) 2015   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *