Procedura połączenia szkół i przedszkola rozpoczyna się od podjęcia uchwały przez radę gminy o zamiarze utworzenia zespołu szkół, a potem pozytywnej opinii rad pedagogicznych i kuratora oświaty. Wójt Sulewski z grupą swoich radnych spalił pomysł już na pierwszej przeszkodzie. Wprawdzie po wyborach miał ich dziewięcioro, ale nie przewidział zdrady i absencji dwóch swoich popleczników...
Spalony zespół
W stanisławowskiej szkole podstawowej uczy się 246 uczniów w 12 oddziałach, natomiast gimnazjum ma 175 uczniów w 7 oddziałach. Do przedszkola i do oddziału przedszkolnego chodzi zaś 113 dzieci. Po połączeniu powstałby zespół o łącznej liczebności ok. 530 uczniów. Po co taka zmiana? Wójt uzasadniał ją efektem rozbudowy bazy lokalowej o przedszkole i dodatkowe pomieszczenia. Konstrukcja architektoniczna obiektu pozwala na zapewnienie trzech niezależnych wejść i ciągów komunikacyjnych, więc proces kształcenia zorganizowany byłby z zachowaniem niezależności ze wspólną stołówką.
Proponowane połączenie – uzasadniał wójt - wiąże się ze zmianą w zarządzaniu szkołami, które będą działać pod kierownictwem jednego dyrektora ze wspólną kadrą pedagogiczną, administracją oraz obsługą. Powołanie dyrektora zespołu to także odwołanie obecnych dyrekcji i – co chyba najważniejsze – oszczędności rzędu 300 tysięcy rocznie dzięki... racjonalizacji zatrudnienia. Tego wymaga postępujący wzrost kosztów utrzymania gminnych placówek oświatowych...
Opozycja tylko na to czekała. I tak radna Elżbieta Król zauważyła, że za podjęcie tak ważnych decyzji dostali za mało czasu. Wójtowi chodzi o to, żeby jak najszybciej przeprowadzić te zmiany, ale wydaje się, że to zły pomysł. Trzeba go najpierw rozważyć i przemyśleć Także przeprowadzić szereg rozmów z rodzicami i nauczycielami.
Podobnie, ale od podszewki przekonywała dyrektorka podstawówki. Wandzie Zdanowicz było przykro, że taki projekt powstał przy dobrych wynikach szkoły. Jest zaskoczona planami wójta. Owszem, zgadza się na ocenę jej pracy, bo w aspekcie ekonomicznym wypada bardzo dobrze. Tak jest mimo zatrudniania nauczycieli z pełnymi kwalifikacjami. Ewaluacje pokazują, że stażyści zarabiają mniej, ale trzeba ich uczyć, jak mają uczyć. Najważniejsze zaś, że dyrektorka chce godnie odejść na emeryturę, a nie czuć się jak zbity pies.
Zabrzmiało jak ekstradycja, ale wójt ze swoją wołomińską mecenas byli bezdusznie rzeczowi. Oboje przekonywali wszystkich tłumnie zgromadzonych mieszkańców, że to dopiero pomysł, że uchwała niczego nie oznacza, a w razie jej odrzucenia nie będzie o czym dyskutować. To nie jest tak, jak sprawę przedstawiał młody Jeżak, że uchwała radnych uruchomi automat przekształceń. Niech się nie martwią także nauczyciele, którzy chcą mieć czas na szukanie nowej pracy. To co, że oświata – jak przytaczał za naszą publikacją radny Ochman – stanowi 43 procent wydatków. Gmina wcale nie ma ich za dużo, a w przeliczeniu na mieszkańca jest całkiem przyzwoicie.
Gdy tak się przekomarzali, radny Matusik postawił wniosek o odrzucenie projektu zespalania szkół. Niestety padł remis 7:7 i dyskusja zawrzała na nowo. Identyczna jak poprzednio, więc i wynik nie mógł być inny. Remisowy pat spowodował odrzucenie zmian w szkołach do września 2016 roku. Dyskusja na pewno rozpocznie się wcześniej, a na razie wójt powinien rozliczyć za przegraną własnych radnych. Chyba, że wcześniej rozliczą go mieszkańcy, bo w Stanisławowie zaczynają dyskutować o... referendum.
***
A już całkiem poza zasadniczą dyskusją jeden z radnych podsumował nauczycieli. Twierdził, że mają rozbudzone ambicje, a sami w sprawdzanych zeszytach zostawiają błędy ortograficzne.
Numer: 10 (909) 2015 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ