Po każdych wyborach domawiane są koalicje. Nie inaczej zachowywali się mińscy radni, choć wszystko było jasne już po ogłoszeniu wyników. Rachunek 8+3+1 wydawał się prosty i zrozumiały każdemu, kto choć trochę zna logikę i mińskie powiązania. Oznaczało to wepchnięcie 9 radnych z PiS, czyli najliczniejszego klubu do głębokiej opozycji. Jednak gdy radny Gąsior z PiS na przewodniczącego rady zgłosił Makowskiego z PO, a ten zaraz wygrał z Kulmą 11:10, zanosiło się na sensację. Nadzieja trwała krótko, bo po serii dalszych głosowań koalicja PO-MF wzięła wszystko
Hieny władzy
Na początek suche fakty, a więc doniesienie, że 1 grudnia 2014 na przewodniczącego radni wybrali Mariana Makowskiego z PO, a wiceprzewodniczącymi - Dariusza Kulmę i Łukasza Lipińskiego z Mińskiego Forum oraz Tomasza Płochockiego z PO. W tajnym głosowaniu odpadł zarówno Robert Ślusarczyk jak i Michał Góras, którzy byli niemal pewniakami. Stało się więc jasne, że przedsesyjna umowa spaliła na panewce. O ile Makowski wygrał dzięki dwóm głosom - swojemu i Płochockiego, o tyle radni PiS przegrali z braku poparcia owych zdradliwych koalicjantów.
Można się więc było spodziewać najgorszego, czyli całkowitego odsunięcia radnych PiS od władzy uchwałodawczej. I tak się stało, gdy już w głosowaniu jawnym wybrali również przewodniczących stałych komisji. Spodziewając się przegranej, radni PiS z uporem maniaka wystawiali na pożarcie swych członków.
Teresa Szymkiewicz walczyła z radnym Wojdygą o szefostwo komisji budżetu i planowania gospodarczego, Robert Ślusarczyk z radnym Gałązką o komisję oświaty i wychowania, a Monika Skrzyńska z Mireckim z SLD o komisję samorządności, spraw lokalnych i praworządności. Zaraz Maciej Cichocki z radnym Dzieniem o komisję spraw społecznych, a Dariusz Gąsior z radnym Gryzem o miejską rewizję. Tylko Kazimierz Markowski nie miał kontry na szefa komisji komunalnej i ochrony środowiska.
Wyniki głosowań 12:9 czy 11:10 nie dawały żadnych złudzeń, więc koalicja PO-MF wzięła wszystko. Nie oddała nawet komisji rewizyjnej, choć w szanujących się radach to norma.
I na tym można byłoby skończyć, gdyby nie puenta. Nie jest ona wesoła ani dla mińskiej władzy, ani jej wyborców. Nie chodzi tu o większą o 200 złotych gażę, a zdradę i rozdarcie rady na dwa wrogie obozy. Oszustwo moralne jednak prawnie nie skutkuje, a o sumieniach w takich gremiach się nie dyskutuje. Można jedynie mówić o arogancji władzy, która zżarła rodzącą się nadzieję na współpracę dla dobra mińszczan.
Są także korzyści. Najważniejsze z nich to fakt, że tak nażartą zwycięstwami władzę można będzie bez skrupułów rozliczać z każdego jej posunięcia, a błędy jak najszerzej rozpowszechniać. Każda zła władza jest tego warta.
Numer: 49 (896) 2014 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ