DRODZY CZYTELNICY

Na jednej z sesji radny Góras pytał o liczbę dostępnych schronów dla mieszkańców Mińska Mazowieckiego. Wtedy wzbudziło to uśmiech, szczególnie wśród jednej z mińskich redaktorek. Nic dziwnego, ona ma schron u jednego z biznesmenów, ale reszcie nie jest do śmiechu, skoro w mińskim tzw. schronie zmieści się 100 urzędników wybranychoczywiście przez szefa obrony cywilnej obecnego burmistrza. Coś z tym trzeba zrobić, bo przy tak aroganckich i naiwnych rządach czeka nas biedna przyszłość nawet z worem pieniędzy

Schrony mamony

DRODZY CZYTELNICY / Schrony mamony

Na stres schronowy narażony jest nie tylko Mińsk. Mimo że Polska bezpośrednio sąsiaduje z posiadającą 8 tys. głowic nuklearnych Rosją, nie jest przygotowana na ewentualny atak. Gdyby więc Putin postanowił odpalić w naszym kierunku bombę atomową, to na schronienie mogłoby liczyć ok. trzech procent Polaków. I to w wersji optymistycznej, tj. gdyby nie było problemu ze znalezieniem kluczy, bo wybudowane przed pół wiekiem temu schrony w większości nie są niczyją własnością i popadają w ruinę. Jak dworek Andriollego – chciałoby się od razu porównać bezpieczeństwo z brakiem ochrony naszej kultury materialnej. Nie tylko, bo zabagniono znacznie więcej spraw i miejsc. Oto miński burmistrz wymyślił parkingi ograniczonego postoju, bo przed wyborami to niezły chwyt populistyczny. Myśli, że karami rozładuje tłok na ulicach w centrum miasta, a szczególnie przy dworcu. Nie rozładuje, a do końca rozjątrzy tych, którzy dojeżdżają do pracy poza miastem, a szczególnie do Warszawy. Do wyjaśnień wicestarosty Płochockiego /vide str. 9/ trzeba dodać, że nie tak daje się przestrzeń publiczną handlowcom i mieszkańcom mińskiego centrum. A jak? Przykłady wskazują, że należy chronić całe dzielnice/osiedla, a nie tylko ich wycinki. Bo może spotkać nas przygoda, jak pewnego naiwnego mińszczanina, który lubił parkować na Zielonej. Tam mały ruch i zawsze jest gdzie zostawić samochód. Parking dobrze oznaczony znakami pionowymi i odróżniającą się kolorem czerwoną kostką. - Pewnego popołudnia podjechałem na oznakowane miejsce, w pobliżu gimnazjum niedaleko małego białego domku. Nim zdążyłem wyłączyć silnik, przed maską stanął mi niepozorny człowieczek na czerwonym składaku firmy Romet. Nie będę przytaczał dosłownie jego wypowiedzi pod moim adresem i pod adresem mojego samochodu. Przekaz był następujący: zabierz z tego miejsca samochód. Moje tłumaczenie, że jest to parking nie przekonało cyklisty. Nagle mały człowieczek zniknął na swojej posesji. Nim zdążyłem wyjść z samochodu, wrócił z dużych rozmiarów młotkiem, mającym niewątpliwie liczne
ślady użycia. Facet miał coś takiego w oczach, co skłoniło mnie do szybkiej analizy sytuacji. A umysł mam jak żyletka. Pozostawienie mojej ukochanej 8 letniej Toyoty na pastwę zboczeńca z młotkiem nie wchodziło w grę. Mowa ciała cyklisty świadczyła, że nie żartuje. Zaparkowałem samochód niedaleko kościoła. Spóźniłem się na pociąg do stolicy – wyznaje pouczony młotkiem młodzian. Teraz rolę owego człowieczka będą spełniali strażnicy. Będą uczyli nie młotkiem, a mandatami. Mają więc rację ci, którzy od lat domagają się rozwiązań systemowych, a nie doraźnego przeganiania kierowców. Samochodów nie ubywa, a władza sobie bimba. W schronach bałamutnej hipokryzji i za nasze pieniądze. Czas na zmiany...

Numer: 42 (889) 2014   Autor: WASZ REDAKTOR






Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *