SiennicaWycieczki z historią

Okazało się, że zasługi żołnierza polskiego w II wojnie światowej można promować wszędzie, byleby nie w ich kraju. Ekipa z Ptaków pojechała więc do Anglii, rezygnując z inscenizacji historycznej o wrześniu 1939 roku w Siennicy. Jej organizatorzy czują się rozgoryczeni. Tak bardzo, że woleli przejechać ponad 3 tys. km z czołgiem na lawecie niż urządzić bitwę na miejscu...

Anglia za Siennicę

Zbigniew Nowosielski z Ptaków nie owija problemu w bawełnę i krytykuje lokalne piekiełko. - Nie można wyrażać zgody na robienie pośmiewiska z tradycji i szlachetnych wartości, na wynoszenie na piedestał dewiacji i wypaczeń – twierdzi inicjator siennickich inscenizacji.
Co ma konkretnie na myśli? Trud nieadekwatny do efektów, które zmusiły ich do rezygnacji z pokazów. Mimo że w pracę przy inscenizacji zaangażowanych było blisko 300 osób, nie zabrakło narzekania i krytyki. Nie podobała się lipcowa data inscenizacji, bo kojarzyła się z PRL-owskim świętem. Narzekali też właściciele działek, na których odbywała się inscenizacja. Niektórym trudno zrozumieć, że można coś zrobić bez korzyści materialnych. Do tego projekt napisany przez organizatorów nie zyskał akceptacji Urzędu Marszałkowskiego, co oznaczało, że nie udało się pozyskać dodatkowych środków finansowych. Inicjatywy nie wsparły banki, przedsiębiorstwa prywatne ani instytucje samorządowe. Także pasywna postawa Stowarzyszenia Sienniczan, umiarkowane zainteresowanie sprawą ze strony szkół, brak zaangażowania Powiatowej Rady ds. Kombatantów i księży. Szkoda, bo inscenizacja była okazją do spotkania z żywą historią w najbliższej okolicy. Aspekt edukacyjny, patriotyczny, integracyjny nie był widocznie dość silny, by przełamać typowo polskie przywary - bezsilność i zawiść.
Jednak Nowosielski znalazł sposób, by promować tradycje polskich sił zbrojnych poza granicami kraju, a konkretnie w Anglii. Tam jego Biuro Rekonstrukcyjno-Technologiczne Zabytkowej Inżynierii Pojazdowej z siedzibą w Ptakach wzięło udział w The War and Peace Revival, czyli największej na świecie imprezie historyczno-rekonstrukcyjnej odbywającej się niedaleko angielskiego Dover. Jedyna polska ekipa zaprezentowała replikę lekkiego czołgu zwiadowczego TK -S oraz repliki Goliathów, czyli zaminowanych czołgów.
Paradę otwierały dwie tankietki – brytyjska i polska. Jak relacjonuje Ewa Marcinkowska, był to spektakularny pokaz. Przejazd naszego małego czołgu, pędzącego z maksymalną prędkością z powiewającą polską flagą, strzelającego seriami z broni maszynowej wzbudził powszechny aplauz – opowiada tłumaczka polskiej ekipy.
- To była kapitalna reklama polskiej myśli technicznej. Przy okazji promowalismy Muzeum Powstania Warszawskiego – dodaje Zbigniew Nowosielski.
Skąd taka radość? Bo The War and Peace Revival w hrabstwie Kent jest od 30 lat największą w świecie militarną imprezą. W tym roku miała dodatkowe atuty - setną rocznicę wybuchu pierwszej, 75 rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej, 70 rocznicę lądowania wojsk alianckich w Normandii a także ofensywy w Arnhem.
Kilkanaście hektarów terenu byłych wyścigów konnych Folkestone zapełniły dziesiątki tysięcy wystawców i zwiedzających. Codziennie odbywały się pokazy pojazdów, a wieczorem wyruszał z Folkestone konwój pojazdów, mający do pokonania dziesięciomilowy odcinek drogi publicznej do zabytkowych miast Hythe i Seabrook.
Polskie stoisko odwiedzili pasjonaci z Japonii, Rosji, Niemiec, Holandii, Belgii, Czech, Litwy oraz wielu Anglików i osiedlonych tam Polaków. Nie szczędzili sympatii, a nawet gestów przyjaźni. Przyjmowali je, ale nie bez smutnego wniosku, że w kraju nie potrafimy doceniać ludzi i wartości.

Numer: 36 (883) 2014   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *