Wzięli i napisali

Szanowna redakcjo! W ostatnim okresie sporo się dyskutuje na temat polityczno-ideologicznych wojen podjazdowych, klauzuli sumienia oraz podpisywania wśród lekarzy deklaracji wiary. Ten „terror sumienia”, który ponoć im się narzuca stał się ostatnio łatwym kąskiem dla mediów i newsem w wakacyjnym sezonie ogórkowym. A co z pacjentem? Traktowany z wyższością patient, z ang. - cierpliwy, często jeszcze w polskiej mentalności traktowany jest, jak zło konieczne. W dobie prawdziwej rewolucji technicznej (ultrasonografia, rezonans magnetyczny, tomografia komputerowa czy operacje laparoskopowe) okazuje się, że ideały lekarza ustępują często zmęczeniu i rutynie. Po co w takim razie składali przyrzeczenie lekarskie, zawierające podstawy etyki lekarskiej?

Rutyna sumienia

Wzięli i napisali / Rutyna sumienia

Mój znajomy z takim właśnie brakiem czucia i wiary spotkał się ostatnio w trakcie choroby. Dla innych, być może biegunka i torsje, to objawy, które da się w miarę szybko wyleczyć. Dla niego okazały się niemalże śmiertelnym obciążeniem, bo dysfunkcjami, które już posiada mógłby obdzielić całą drużynę harcerską. Takich jak on jest w Mińsku Mazowieckim niewielu. Telefon na pogotowie powinien od razu uruchamiać „alarm”, ustalać kod pilności wyjazdu i oddelegowywać szybko karetkę do ciężkich przypadków. A tu na początek niemrawa dyskusja. Dyspozytor medyczny dopytuje, czy aby na pewno potrzebna pomoc? I komentarz, że biegunkę się leczy w domu. Czas ucieka. Chłopak (na co dzień niepełnosprawny i leżący) „przelewa się” w objęciach, ma trudności z oddychaniem i momentami traci przytomność. A dyskusja trwa. - No może karetka przyjedzie... odpowiada głos w słuchawce i może z lekarzem... Adrenalina się podnosi. Nerwy u matki... wielkie, puszczają ale kogo tu uderzyć, kiedy rozmawia z Siedlcami. Dystrybuowana karetka w końcu przyjeżdża. Mocno zirytowany lekarz już od progu krzyczy, bo kto to słyszał, żeby do biegunki wzywać karetkę. Zrozpaczona i padająca ze zmęczenia kobieta mówi, że już na początek go nie lubi, bo nie rozumie tej arogancji. Zaprasza lekarza do pokoju. Tu następuje szok. Lekarza oczywiście i na widok dziecka. Dlaczego? Najczęściej przecież patrzą na syna bezosobowo, nie widzą i się nie wczuwają.
Podobnie jak lekarka z Siedlec, która kilka lat temu przyjechała, by chłopaka obejrzeć i wypełnić ważne dokumenty. Przyjechała karetką, syna nie zbadała. Ba! Nawet na niego nie spojrzała. Z drugiej strony dokumenty wypełniać trzeba, bo nie będzie finansowania z NFZ, a pacjent w razie spraw odszkodowawczych czy sądowych zostanie pozbawiony niezbędnych dokumentów. Tym razem lekarz nie miał wyjścia. Musiał pacjenta zbadać. Potem szybka decyzja. Do szpitala. Tam na początek zlekceważenie obecności matki przy badaniu chociaż syn bez kontaktu. Potem doba wyczekiwań na poprawę, zwalczanie bakterii, „łapanie oddechu”, modlitwa, ksiądz, łzy i nadzieja. Na szczęście od lat tej jej nie brakuje, chociaż tak naprawdę to ona powinna być codziennie agresywna, bo w wychowywaniu niepełnosprawnego syna niemalże nikt jej nie pomaga. Od lat boryka się z trudami codzienności, nie wspominając o finansach. Wszędzie schody, te urzędnicze najczęściej, a tu jeszcze „fochy” lekarzy. Przez dekady należeli do elity finansowej i ten fakt tylko umacniają. Gdzie tam się do nich równać. Jej nawet nie stać raz w roku na turnus rehabilitacyjny dla syna. Czy fatalny system w służbie zdrowia, brak pieniędzy tłumaczy ich arogancję i obojętność? Czy pacjent musi być poniżany i traktowany przedmiotowo, jako obiekt, którego się o nic nie pyta? A co z rodziną pacjenta? Przecież mają prawa, które często uważa się za fanaberie, stojące na przeszkodzie procesu leczenia. Rzecz jasna, że są jeszcze lekarze prawi, którzy traktują pacjenta z należytą godnością i uważają jego dobro za nadrzędne. Pytanie tylko, gdzie oni są?

Numer: 32 (879) 2014   Autor: Mińszczanka





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *