Mińsk MazowieckiMińsk Mazowiecki na kirkucie

To była istna rzeź. Do 24 lipca na mińskim kirkucie drwale zerżnęli 78 drzew, a wśród nich 37 sztuk głogu, 27 czarnych topól, 5 dębów, 2 grusze, 1 czeremchę amerykańską oraz żywopłot ze śliwy ałyczy. To początek generalnych porządków na tej zabytkowej nekropolii, o które domagali się przede wszystkim mińszczanie, a szczególnie dalsi i bliżsi sąsiedzi kirkutu. Na razie teren wygląda, jak po przejściu wichury, ale Grażyna Majer z gminy żydowskiej zapewnia, że wkrótce wszystko się zmieni. Czy jednak te zmiany wymagały aż takiej dendrologicznej jatki. Nawet zgodnej z prawem...

Wyrąb na prawie

Wycinka rozpoczęła się 1 lipca i trwała prawie cztery tygodnie. Przechodzący obok kirkutu mińszczanie mieli o niej różne zdania. Jedni cieszyli się, że wreszcie znikną zarośla chroniące maneli i amatorów niecnych uciech, inni płakali nad losem ścinanych drzew, a niektórzy wykorzystali okazję i zrobili sobie zapasy opału na zimę.
To zwykła kradzież, bo miński kirkut jest własnością Gminy Wyznaniowej Żydowskiej /GW Ż/ w Warszawie. Z drugiej strony drewno i tak miało być utylizowane, więc nie ma sprawy.
Okazało się także, że wycinka części drzew była planowana od dłuższego czasu. Apelowali zresztą o nią sami mińszczanie, którzy zwracali się do władz miasta z obawami o bezpieczeństwo domów, samochodów i przechodniów.
Gdy tylko znalazły się fundusze, dendrolog ustalił, że można wyciąć 78 ze 170 rosnących tam drzew. Zgodnie z ekspertyzą drzewa do wycięcia zostały podzielone na cztery główne grupy: pierwsza to drzewa w stanie zamierania, druga - wrastające w zabytkowe macewy, trzecia - o zdeformowanych koronach i zagrażające bezpieczeństwu, a czwarta grupa to drzewa całkowicie obumarłe.
Zgodnie z prawem zatwierdził ją wojewódzki konserwator zabytków, a wykonała profesjonalna ekipa drwali, odsłaniając przy okazji stosy śmieci, butelek i przerażające kikuty pni.
Tak oczywiście nie będzie, o czym zapewnia Grażyna Majer z GWŻ, ale na co dzień mińszczanka. Po pożarze ich rodzinnej kamienicy mieszkała przez cztery lata w Warszawie, ale po śmierci mamy – Romy Byczuk, zatęskniła za Mińskiem.
Czy pniaki zostaną? Te koło macew zostaną przycięte przy ziemi, bo nie można naruszać ziemi w i przy grobie, a pozostałe usuną wraz z budową ogrodzenia. Jeśli oczywiście wystarczy pieniędzy, by czymś ten spory teren uchronić przed wandalami. Zwykła siatka na pewno nie wystarczy, z czego pani Grażyna zdaje sobie sprawę, jednak o monitoringu nie myśli. Gmina żydowska ma ponad 600 obiektów sakralnych na Mazowszu, więc potrzebni są sponsorzy. A później, już na czas bieżącej pielęgnacji, pomoc ludzi dobrej woli. Najlepsze są szkoły, bo w ten sposób można uczyć historii i tolerancji.
A mińscy narodowcy? – Nie widzę przeszkód, bo czas już najwyższy, by polskożydowskie stereotypy zamienić na wzajemne zrozumienie – odpiera prowokacyjna zaczepkę pani Grażyna, opowiadając m.in. o mińskim pogromie, który wynikł z zawziętej głupoty. Nie znosi zbytniej poprawności politycznej, by za nazwanie Żydem tytułować kogoś antysemitą, ale nie lubi, gdy na słowo Żyd ludzie nabierają wody w usta.
Teraz złośliwcy niech pozwolą do końca uporządkować kirkut, a jeśli mają inne koncepcje, mogą pomóc. Gmina żydowska jest otwarta na współpracę Jedno jest pewne, cmentarz jest zabytkiem i niczego nie można na nim zrobić bezprawnie.

Numer: 31 (878) 2014   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *