Koncert chórów, wieczór wolności, msze za ojczyznę, apel poległych, mowa zmęczonego burmistrza, stos sztuczno-żywych kwiatów i mini koncert orkiestry dętej to hołd mińszczan 94-letniej Niepodległej. Ile z tego jest wkładem mińskiej władzy i jej kulturalno-historycznych agend? Niewiele, a jeśli już są, to nieświeże...
Mdłe oficjałki
Jakież było zdziwienie zgromadzonych na Starym Rynku, gdy witał ich w imieniu burmistrza nie Leszek Celej a Tomasz Płochocki. Szemrano o niedyspozycji głosowej lub popadnięciu w niełaskę, ale nie czas na dyrdymały, bo orkiestra dęta już grała nasz hymn, a burmistrz Marcin Jakubowski – 11 listopadowy imiennik – szykował się do przemówienia. Podparty słowami Jana Pawła II i pieśnią „Boże, coś Polskę…” mówił lapidarnie o dzisiejszych powinnościach wobec wolnej ojczyzny, którą należy mieć w sercu.
Przemawiał, a właściwie wygłosił historyczną pogawędkę Bartosz Mendyk, który przyjechał do Mińska Mazowieckiego w zastępstwie posła Bodzia z Ruchu Palikota. Mówił o wielkich politykach II RP, którzy mylili się w ocenie sytuacji i zazwyczaj dzielili społeczeństwo.
Apel poległych był identyczny jak ten centralny z placu Piłsudskiego, a salwę honorową oddało 18 żołnierzy mińskiego garnizonu. Jak twierdzili bywalcy takich uroczystości, jeszcze żaden 11-lisopadowy wiec nie zgromadził tylu delegacji ze starostami i tylu wieńców przed pomnikiem zwieńczonym orłem zrywającym się do lotu.
– To prawda, ale czy tych 4-5 tysięcy nie lepiej przeznaczyć na cele charytatywne – twierdzili przeciwnicy nadmiernych ekspresji kwiatowych.
Zdania są tu podzielone, ale nikt nie skrytykował krótkiego koncertu wyśpiewanego przez Zofię Noiszewską z mińską orkiestrą dętą. Byli w nim przede wszystkim ułani, o których pytała się umierająca babcia i ci stukający do okienka dziewcząt oraz Czwartacy maszerujący na Lwów. Ale zabrzmiały również dwie pierwsze – kadrowa i brygada. Obie dumne i tragiczne zarazem, bo rzucające żołnierski los na bitewny stos.
Na pałacowe komnaty nikt nie prosił, bo podwórzec rozkopany, a w środku nuda. Może dlatego prowadzący uroczystość Tomasz Płochocki prosił, by każdy z uczestników zaniósł słowa legionowych pieśni do domu i tak szybko się z nimi nie rozstawał. A kto nie przyszedł, niewiele stracił, bo wszystko może obejrzeć na ekranie naszej telewizji.
Numer: 2012 46 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ