Mińsk MazowieckiMińsk Mazowiecki na targowisku

Miński burmistrz i wspierający go radni uznają modernizację targowiska za swój sukces. Całkiem inaczej myślą kupcy, którzy przez remont stracili ponad połowę klientów. Na dodatek wkurzyła ich ostatnia regulacja opłat, która okazała się podwyżką. Poszli więc do burmistrza, ale zastali tylko zastępcę, który im powiedział, że jak za drogo, to mogą nie handlować. W najbliższą środę w samo południe zaatakują Jakubowskiego, bo tak dalej być nie może...

Lamenty handlowe

Źle było od początku, bo już szacowane na prawie 5,5 mln zł koszty inwestycji
wydawały się zawyżone. No, ale miasto uzyskało darmowy milion z programu Mój  rynek, a resztę zamierzało pożyczyć z funduszy programu Jessica. O stopach procentowych Jakubowski nie wspominał, ale z satysfakcją oznajmił koniec remontu. Nie bez zwiększonych kosztów, bo trzeba było budować a nie remontować zdewastowane pawilony.
Tuż po zakończeniu odnowy kupcy zaczęli narzekać i zadawać niewygodne pytania. A to dlaczego przy zadaszeniach nie ma rynienek do odprowadzania wody, przez co klientom cieknie za kołnierz, dlaczego skasowano furtki, które były od zawsze i się sprawdzały i kto odebrał ten cały bajzel... Poza tym większość wiat od ulicy Chełmońskiego stoi pusta, bo ludzie nie mają odpowiedniego podjazdu. Wtedy burmistrz odpowiedział, że koszty rynienek to koszty podłączenia ich do kanalizacji deszczowej, które byłyby niewspółmierne do korzyści. Na razie plac został odebrany przez miasto, czyli inwestora, a wiaty po stronie północnej zostały obniżone na wyraźny wniosek kupców, co spowodowało niestety utrudnienia w dostępie.
Sprowokowani dobrą miną do pokrętnej gry odwiedziliśmy targowisko z kamerą naszej CsTV. Już z daleka widać bałagan, ale to nic w porównaniu do odpowiedzi na pytanie - jak się handluje? – Okropnie, bo na słońcu i wietrze warzywa się gotują, a w czasie deszczu pada na wszystko. Zadaszenia są do niczego, bo pleksi odbija światło, które niszczy wzrok. Daszki są za wysoko i powinny być zaciemnione, pod innym kątem i szersze. Są skonstruowane tak wysoko, aby umożliwić dostęp maszynie sprzątającej i odśnieżarce, ale my na tym cierpmy – nie przebiera w krytyce właścicielka stoiska z warzywami i owocami. Inni sprzedawcy przymierzają się do modernizacji daszku, ale targ nie jest jeszcze oddany i nie może nikt zrobić tego na własną rękę. Dodatkowo nastąpiła podwyżka opłat stoisk handlowych na targu, a burmistrz obiecywał obniżki.
Obok kupców natychmiast gromadzą się klienci, którzy potwierdzają zarzuty i brak klimatu targu sprzed remontu. Poza tym klienci pouciekali do marketów, co może być winą sporo wyższych cen niż w marketach. Straty są straszne...
Do rozmowy dołączają też inni sprzedawcy. Narzekają, że obecnie płacą za stoisko 100 zł dziennie, czyli więcej niż za wynajem sklepu. Nie dziwią ich więc puste stoiska w części północnej, bo nie ma do nich dojazdu. Mówią, że od września nikt tam nie handlował, a teraz inni muszą za to płacić, żeby miastu zwróciły się koszty. Nie wiedzieli, że to miejsce miało być pokryte jednym dachem, ale taka inwestycja byłaby za droga.
– Tak nie powinno być – mówią zgodnie, wskazując targowiska w Cegłowie czy Mrozach,
gdzie warunki handlu są dużo lepsze.
W Mińsku Mazowieckim jest źle, bo tu nie ma gospodarza.
Są za to zmarnowane pieniądze, brak zysku dla miasta oraz rozpacz sprzedających, którzy w miejscu pracy muszą płacić nawet za toaletę. Jeszcze raz pokazują wszystkie mankamenty placu targowego, które nie pozwalają im pracować w normalnych warunkach. Na razie jest to niemożliwe, więc chcą rozmawiać z władzami miasta o zmianach, by wreszcie skończyć z klimatem handlowej rozpaczy.

Numer: 15 (862) 2014   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *