Organizacje pożytku publicznego otrzymały w tym roku prawie pół miliarda złotych. Pieniądze przekazało 11,5 miliona podatników. Kwota podatku więc rośnie, choć większość darczyńców nie pamięta nazwy organizacji, której przekazali swój podatkowy procent. A szkoda, bo powinni. Szczególnie mińszczanie narażeni na oddanie kilkuset złotych organizacji buszującej w krzakach jak Dom muzyki lub finansowanej przez samorząd jak mińska Mazovia
Syte pożytki

Wszystko rośnie oprócz państwowej kasy. Na złość Rostowskiemu czy Tuskowi... Obojętne, bo przecież nawet oni nie mogą się zamachnąć na publiczny pożytek jak – nie przymierzając – na OFE. Mamy więc 480 mln złotych na OPP od 11,5 miliona podatników, a to oznacza, że każdy deklarujący swoją pomoc dał średnio... 42 zł. Mało? Oczywiście, ale tyle mógł wedle prawa. Wniosek jest inny – średnia pensja hojnego Polaka wynosi nie
prawie 4 tysiące zł, a jedynie 1750 PLN, czyli niewiele ponad 400 euro. Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy wyprowadźmy się dorabiać zachodnich krezusów, a kraj nad Wisłą zostawimy Wietnamczkom i hordom ze Wschodu.
Dają – bardzo dobrze, ale dlaczego nie pamiętają komu dali. Z przeprowadzonych badań Stowarzyszenia Klon/Jawor wynika, że większość osób przekazujących 1% dla OPP już po kilku miesiącach nie pamięta dokładnie, jaką organizację wskazała. Zaledwie 39% potrafiło wymienić jej nazwę, kolejne 15% nie było pewnych, zaś 44% w ogóle nie potrafiło sobie przypomnieć wybranej organizacji. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest kilka: od spontanicznego wybrania organizacji pod wpływem impulsu lub reklamy telewizyjnej po oddanie tej decyzji w czyjeś ręce – małżonka, księgowej albo programu do wypełniania PIT. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że ogromna część podatników w praktyce nie przekazuje swojego 1% organizacji, ale potrzebującym pomocy osobom prywatnym, które w danej fundacji założyły tzw. subkonto. Być może pamiętają nazwisko lub zdjęcie tej osoby, ale z nazwą pośrednika mają już kłopot.
Wiele osób związanych z trzecim sektorem postrzega, że organizacje coraz częściej zredukowane zostają do pośrednictwa w przekazywaniu pieniędzy osobom prywatnym. Tymczasem z założenia to OPP właśnie miały decydować o przeznaczeniu zebranych środków – w oparciu o wiedzę na temat potrzeb społecznych i bazując na zaufaniu obywateli. Zaś sam mechanizm 1% miał podnosić stopień wiedzy o działających organizacjach pozarządowych oraz budować więzi między organizacjami a osobami, które decydują się przeznaczyć na nie część swojego podatku dochodowego.
Mechanizm 1% miał też wzmocnić sektor pozarządowy, a szczególnie organizacje działające lokalnie. Tymczasem z opublikowanych danych wynika, że podobnie jak w ubiegłych latach, większość pieniędzy od podatników trafiła do kilkudziesięciu największych organizacji. Ta sytuacja nie zmienia się od lat: 50 organizacji uzyskujących największe sumy zgromadziło łącznie ponad połowę całej kwoty z 1%! Oznacza to, że mechanizm odpisu podatkowego buduje przede wszystkim pozycję największych fundacji i stowarzyszeń, w niewielkim natomiast stopniu wzmacnia organizacje lokalne.
To nasza wina. Nasza, czyli podatników płacących każdemu, tylko nie organizacji działającej po sąsiedzku, w tym samym mieście lub gminie. Nasza, czyli organizacji, które nie potrafią wypromować swej działalności na lokalnym rynku.
Co roku prosimy je o pokazanie siebie i co roku chętnych OPP jest niewiele.
Czym innym jest brak funduszy i kadry, która potrafi wypromować idee stowarzyszenia czy fundacji. Może także nie potrafi zarejestrować pożytku publicznego...
Mamy październik, więc na takie działania jest jeszcze czas, a kiedy przyjdzie sezon rozliczeń z fiskusem, zadbajmy o pokazanie własnej działalności. Łatwo policzyć, że tylko 140 tysięcy mieszkańców powiatu mińskiego to... prawie 6 milionów złotych. Także na pomoc społeczną, sport i kulturę. Mając taką kasę żadna OPP nie musi prosić sknerowatego samorządu o dotację.
Numer: 41 (836) 2013 Autor: WASZ REDAKTOR
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ