Mińscy radni nie mieli szczęścia do odpoczynku. Dwa razy w czasie kanikuły zebrali się w trybie nadzwyczajnym, by uzdrowić mińskie śmieci, bo już w gorące dni wychodziły z worków. W lipcu inicjatorów ograniczenia segregacji do czterech worków pogoniło siedmioro radnych, a pod koniec sierpnia prawie wszyscy byli za naprawieniem pierwotnego projektu burmistrza. Jakubowski zdawał się tego nie rozumieć i arogancko kontestował pytania i krytykę radnych.
Odpady arogancji
Zwołana pośpiesznie druga sesja nadzwyczajna miała jeden cel rozpisany na dwie uchwały. Po pierwsze 11 radnych wnioskowało o zmianę regulaminu utrzymana czystości i porządku w mieście, co wkonsekwencji zmieniało szczegółowe zasady segregowania odpadów. Praktycznie oznaczały dopuszczenie do gromadzenia w jednym worku papieru, metalu, tworzyw sztucznych i gabarytów, a w czarnym odpady biodegradowalne z wyjątkiem zieleniny. Ba, każdy mińszczanin może nie uwzględniać koloru worków i wrzucać je do konteneru, byleby podpisał, co tam umieścił.
Proste, a jednocześnie tak skomplikowane, że wywołało długą dyskusję. Najbardziej opierał się radny Tkaczyk, ale po atakach burmistrza miał dosyć i wyraził swój sprzeciw w głosowaniu. Gdy radna Rombel biła się w piersi za brak poparcia uproszczonej segregacji 22 lipca, wiceprzewodniczący Jurek logicznie uzasadniał, że nie można rezygnować z frakcjonowania śmieci ze względu na indolencję Błysku. Nie był również przekonany, czy tak niesprawna firma poradzi sobie z osiągnięciem efektu końcowego, czyli oddzielenia poszczególnych frakcji już w jej sortowni.
W sumie większość dostrzegła, że mimo błędów i arogancji burmistrza, trzeba pomóc mieszkańcom, bo przecież nie są winni lenistwu i niekompetencji urzędników. Błyskowi zaś więcej nie zapłacą, bo na szczęcie umowa jest ściśle związana z aktualnym regulaminem gospodarki śmieciowej.
Dyskusja śmieciowa okazała się tylko skromną uwerturą do drugiego, niespodzianego i burzliwego tematu sesji. Poszło o konieczność zareagowania na pismo rzecznika dyscypliny finansów publicznych do... końca sierpnia. Przewodniczący Kulma czekał z tym do ostatniej chwili, bo nie miał odpowiedzi od dyrektora Celeja z MZM.
Czego chciał rzecznik? Po tym jak otrzymał informację od trojga członków komisji rewizyjnej (Ślusarczyka, Błaszczaka i Milewskiej- Stasinowskiej) nie mógł wszcząć dochodzenia, więc żądał, by doniesienie o naruszeniu dyscypliny było uchwałą komisji.
Wydawałoby się, że proste, ale nie dla radnych i burmistrza, który w odpowiedziach na zarzuty nazwał rewidentów donosicielami. Już bez nazwisk, ale z nie mniejszym wyrzutem skarżył się na kontrole w magistracie, których inicjatorami są nieprzychylni mu radni.
Wyglądał przy tym jak wkurzony indor gotowy zagulgotać każdego, kto odważy się o cokolwiek zapytać i cokolwiek podważyć.
Radna Stasinowska oświadczyła więc, że nie życzy sobie takich pomówień, bo wszystko co czyni jest w zgodzie z prawem i nie zamierz patrzeć ani na korupcje, ani na kolesioskie korzystanie z dotacji miasta.
Poza tym komisja ma problemy z uzyskaniem dostępu do jak najbardziej jawnych materiałów, więc radny Góras wnioskował, by burmistrz raczył je od Celeja i Kucia zdobyć. Radni strachliwie nie poparli inicjatywy lub wstrzymali się od głosu. Tylko pięcioro było za ujawnieniem jawnych dokumentów.
W końcu jednak zgodzili się, by sprawą naruszeń finansów jeszcze raz zajęła się komisja rewizyjna, a jej uchwała spowoduje kontrolę rzecznika. Oby jak najszybciej, bo przecież nie można zła przykryć złośliwą arogancją.
Numer: 36 (831) 2013 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ