Od początku roku na terenie powiatu mińskiego paliło się 279 razy. Pożar drewniaka przy ul. Pięknej w Mińsku Mazowieckim przyniósł znacznie więcej niż zniszczenia od ognia i wody. Przyniósł bezradność i obojętność mińskich władz wobec losu pogorzelców. Stąd powracające pytanie, czy możemy w naszym mieście czuć się bezpiecznie...
Żar-t bezradny

Dopóki sami się pilnujemy i nic nam nie grozi z pewnością mamy minimalne poczucie bezpieczeństwa. Jeśli jednak cokolwiek poważniejszego się nam przytrafi, to już o troskę służb burmistrza będziemy musieli się upominać… Takie nieprzyjemne doświadczenia mają z pewnością mieszkańcy drewnianego budynku z ulicy Pięknej, którzy w ostatnim tygodniu zmagali się nie tylko z siłą ognia, ale i administracyjną obojętnością.
Fakty? Proszę bardzo... Pracownik miejskiego zarządzania kryzysowego pojawił się w trakcie pożaru i oświadczył pogorzelcom, że nie zostaną pozbawieni pomocy. Zapewnienia te znikły wraz z odjazdem urzędnika, który na miejscu tragedii się już więcej nie pojawił, a mieszkańcy spalonego budynku musieli spędzić noc wśród zgliszczy. Ogromne zainteresowanie gapiów również nie przełożyło się na wsparcie dla ofiar.
W sobotni poranek pogorzelcy nadal pozbawieni pomocy ze strony służb zabrali się za porządkowanie terenu wokół budynku. Gapiów było co prawda mniej, ale zniszczona posesja budziła wciąż spore zainteresowanie. Jedna z przejeżdżających obok mieszkanek przerażona sytuacją powiadomiła jednego z miejskich radnych. Ponad 12 godzin po pożarze na miejscu pojawił się Robert Ślusarczyk, który zapoznawszy się z okolicznościami podjął próbę interwencji. – To skandal, że służby nie działają same. Ile nocy spędziliby pod gołym niebem, gdyby nie troska kilku radnych – dopytuje sąsiadka pogorzelców.
– Nie wymaga komentarza fakt, że nikomu tego dnia w tej sprawie nie udało się dodzwonić do straży miejskiej – ubolewa Ślusarczyk.
Gdy Ślusarczyk próbował dodzwonić się do straży miejskiej na miejsce dojechał również wiceprzewodniczący rady miasta Leon Jurek. Dopiero on podjął interwencję u Jakubowskiego, który uruchomił procedury po prawie dobie od wybuchu pożaru.
– Jedyną osobą, która zatroszczyła się o ofiary od początku do końca był Ślusarczyk – dodaje pani Alina. Był przy ofiarach tej tragedii do późnego popołudnia, aż razem z pracownikiem MOPS umieścił pogorzelców w hotelu. Ślusarczyk jednak łagodzi sytuację i nie chce sprawy nagłaśniać. – Widzę w tej sprawie nieprawidłowości, tutaj poszkodowanym ludziom towarzyszyć powinni nie tylko radni, ale przede wszystkim urzędnicy i strażnicy – ocenia radny.
Można w tej sytuacji tylko stawiać pytania. Dlaczego mieszkańcy zostali pozostawieni sami sobie przez całą noc? Dlaczego nikt nie zapewnił im opieki? Dlaczego od momentu pożaru do umieszczenia ofiar w hotelu minęło niemal 20 godzin? Czy prawidłowe funkcjonowanie miejskich służb w tak tragicznych wypadkach wymaga osobistej interwencji radnych?
Nie łudźmy się, pytania pozostaną retoryczne. Tak wygodniej, bo teraz mińska władza woli się chwalić i bawić.
Numer: 35 (830) 2013 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ