Zieleń w mieście jest niewątpliwie potrzebna, a nawet niezbędna. Bezchlorofilowe blokowiska są gołe, wymarłe i niszczące zdrowie. Mińsk Mazowiecki do nich nie należał i nie należy, więc skąd wzięła się moda na zakładanie ogrodów na siłę. Jest ich coraz więcej, a niektóre tylko po to, by się nimi pochwalić lub zdobyć na nie dotacje. A może władze miasta dręczy sumienie z powodu rzezi dorodnych drzew, które podobno zagrażały bezpieczeństwu lub – jak twierdzą obrońcy natury – przeszkadzały inwestorom...
Ogrody szkody
Mało kto wie, ile władze miasta wydają na utrzymanie zieleni. Wystarczy wspomnieć, że w ostatnich latach były to grube miliony złotych. Sama rewaloryzacja terenów zieleni w centrum Mińska Mazowieckiego kosztowała prawie 3,5 miliona, czyli połowę kwoty przeznaczanej na inwestycje. Na pewno by do zazieleniania nie doszło, gdyby nie 2,8 milionowa dotacja kompleksowe uporządkowanie i zagospodarowanie terenów zieleni w parku miejskim oraz na Placu Stary Rynek. Wedle planu roślinność ograniczać niekontrolowany ruch pieszych, izolować wnętrze parku od zanieczyszczeń i ruchu ulicznego oraz uzupełniać istniejące elementy i wraz z nimi tworzyć malownicze widoki. W ramach prac nastapiła przebudowa alei parkowych, rozbiórka nieczynnej oczyszczalni ścieków i tzw. prace utrzymaniowe brzegów rzeki Srebrnej na odcinku od jazu w ciągu ulicy Budowlanej do kładki łukowej przy stawie parkowym wraz z odnogą wzdłuż ulic Ogrodowej i Kościelnej. Projekt przewidywał również zagospodarowanie zielenią Placu Stary Rynek, co poprawi jego funkcjonalność.
Czy rzeczywiście aż tak wiele się zmieniło, a przede wszystkim, czy taka modernizacja miała ekonomiczny sens? Park i rynek rzeczywiście wyglądają lepiej, ale stare problemy powracają. To nie tylko kwestia demolowania urządzeń jak ławki, lampy czy WC, ale też bezpieczeństwa, które zawsze w tym miejscu szwankowało.
O ogrodzie deszczowym, który miał być tak przyjemny, jak 300 tysięcy złotych, które wydało miasto na jego urządzenie nie warto już pisać. Tak samo jak o skwerze na mińskim targowisko, który powstał w części targowiska najmniej wykorzystywanej przez kupców. Powstał z myślą o eliminacji wyspy ciepła, jaką stwarza panująca wokół betonozą, a stał się przeklinaną oazą trwonienia pieniędzy.
To egocentrycznej władzy nie wystarcza, bo oto na tyłach posesji przy ul. Karczewskiej, Świerczewskiego, a przed wojną obecnie Piłsudskiego 27 powstaje nowy ogród kieszonkowy. Urządzają go społecznie emeryci przy wsparciu ZGK. Po co? No bo takie miejsca – jak tłumaczy magistrat – cieszą się coraz większą popularnością, gdyż dają mieszkańcom możliwość kontaktu z naturą, są doskonałym miejscem integracji oraz poprawiają jego funkcjonalność i walory estetyczne.
Nikt nie zazdrości emerytom miejsca wypoczynku czy ogrodowych imprez, ale trzeba zapytać, ilu z nich będzie z uroku zielonej oazy korzystało. Na pewno niecały procent z 8-tysięcznej armii seniorów, którzy nie są tak cwani, jak stowarzyszeni w związku emerytów czy radości trzeciego wieku...
Numer: 47 /1310/ 2022 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ