Lepiej leżeć w błocie, czy wśród odpadów... Mińszczanie nie mają już alternatywy, bo zarząd cmentarza komunalnego buduje pieczary na starym wysypisku śmieci. Podobno prawo na to pozwala, ale czy władze miasta nie boją się wkurzonych duchów, które mogą nie wytrzymać towarzystwa folii, butelek, plastiku i modnych w PRLu syntetyków. Cmentarz parafialny też tętni – wbrew pozorom – budowlanym życiem...
Groby choroby
Dbanie o wieczny odpoczynek jest uświęconą, polską tradycją. Nic dziwnego, że rodzina zmarłego dba nie tylko o testament, ale i godny pochówek. Nie wszyscy jednak mają groby rodzinne na cmentarzu parafialnym, więc muszą korzystać z usług komunalnych. Niestety, ta część cmentarza kurczyła się od kilku lat, aż doszło do przesilenia. Już to straszono mińszczan, że będą wywożeni do Ignacowa, albo będą spopieleni. Powstały nawet dwa kolumbaria, ale i tak liczba chętnych na tradycyjny pochówek nie brakowało. Pandemia dokończyła dzieła, więc miasto musiało coś wymyślić.
Był pomysł odkupienia terenu od Centrum Szkolenia Maszynistów, ale radni aż dwukrotnie odrzucili projekt zagospodarowania przestrzennego północnej części Mińska. Pat zmusił Zarząd Gospodarki Komunalnej i burmistrza do decyzji o grzebaniu zwłok na starym wysypisku odpadów. Jest nieczynne od ponad 30 lat, więc prawo pozwala na pochówek wśród śmieci. Nikt ich wtedy nie segregował, więc jest tam wszystko, co mińszczanie wyrzucili ze swych mieszkań i obejść. Od szklanych butelek, syntetycznych szmat po plastik i żelastwo.
W takich to okolicznościach przyrody powstają pieczary z piaskiem zdobiącym dno. Przestrzeń między nimi wypełnia jednak zanieczyszczona ziemia. Wprawdzie ZGK – co podkreśla dyrektor Jarzy Gryz – kupił za pół miliona maszynę separującą śmieci, ale do końca oczyścić się nie da. Jej wywóz to także spory koszt, ale teren trzeba ucywilizować. Stąd barierki przy wejściu na skarpę i pomysł na budowę chodnika, by żałobnicy nie grzęźli w błocie. Zarządzono też układanie miedzy grobami identycznej kostki, a nawet gabaryty pomników.
Dyrektor Gryz twierdzi, że musi sprostać wielu wyzwaniom, a ceny pieczar są już na najwyższym dozwolonym poziomie. Kosztują w zależności od liczby miejsc od pięciu do prawie siedmiu tysięcy. To i tak o połowę taniej niż u sąsiadów.
Na cmentarzu parafialnym też plac budowy. Na odzyskanej przez proboszcza p arceli pełno kamieni, które posłużą do budowy ogrodzenia. Nad wodą powstał utwardzony parking, a na zniwelowanym już terenie wyrastają z ziemi pieczary.
Wydaje się, że na razie choroba pochówkowa została uleczona. Na ile lat? Może pięć, najwyżej dziesięć, a potem znów problem miejsca będzie straszył rodziny zmarłych. Chyba że będziemy się spopielać, a cmentarz komunalny rozszerzy się aż pod samą górę nowszego i wciąż dyszącego wysypiska odpadów.
Numer: 23/24 (1286/1287) 2022 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ