MrozyMrozy tramwajowe

Przez ponad 60 lat, w latach 1906-1967 między Mrozami a sanatorium w Rudce kursował unikalny w skali kraju tramwaj konny. Przez pierwsze lata przewoził materiały budowlane, a od 1908, gdy otwarto sanatorium, woził już kuracjuszy.

Faworytka na szynach

Mrozy tramwajowe / Faworytka na szynach

Zolejka przetrwała zabory, obie wojny światowe i skończyła działalność dopiero w latach sześćdziesiątych. Wagon został w 1967 r. przeniesiony do Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie, a tory rozebrano na początku lat 70. Przez ponad 40 lat Mrozy pozbawione były tego osobliwego środka transportu. Dwa lata temu tramwaj uruchomiono ponownie.

Obecny wagon jest dokładną repliką oryginału. Sam wagon prowadzi klacz Faworytka (znana też jako Kara), która już na stałe zapisała się w historii gminy – to właśnie ona wiozła parę prezydencką podczas ostatniej wizyty.

– Wizyta przebiegała bez zarzutu – mówi woźnica. – Wcześniej oczywiście pirotechnicy przeszukali wagon, polanę, a funkcjonariusze BOR obstawili całą okolicę – mysz by się nie prześlizgnęła. Wbrew pozorom, nie było zbyt sztywno jak na tak oficjalną wizytę – panowie dali nawet jednemu z funkcjonariuszy potrzymać lejce.

Większy blichtr sławy otaczał kolejkę tylko raz – w chwili otwarcia. Był tłum gapiów, lokalni dziennikarze, przyjechała nawet telewizja. Niektórzy bali się, czy koń się przypadkiem nie spłoszy, ale na szczęście Faworytka zachowała się jak należy.

– To już drugi sezon. Jeździmy od kwietnia do października, w soboty i niedziele. Początkowo jeździliśmy też w piątki, ale nie było wtedy chętnych, to zrezygnowaliśmy. A jak to jest z klientami? Różnie. Czasem jest komplet, przyjeżdżają rodziny z dziećmi, z okolicy, z daleka, czasem nawet z zagranicy. Czasem w tygodniu przyjeżdżają wycieczki i wynajmują tramwaj na kilka kursów. A czasem stoimy cały dzień – wyznaje woźnica.

Choć mieszkańcy w zdecydowanej większości patrzą na tramwaj z sympatią, to na początku zdarzały się nieprzyjemności.

– Kręcili się tu różni wandale. Połamali drewniane elementy, mazali po ścianach. Raz nawet wywieźli wagon do lasu – wspomina woźnica. Na szczęście tych zadymiarzy o ułańskiej fantazji przegoniła policja, a od kiedy na placu zamontowano monitoring, chuligani przestali się tam zapuszczać.

Numer: 30 (825) 2013   Autor: Michał Frącz





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *