Odnalazłem Boga, ale On mi nie wystarcza – wyznał w Zwrotniku Raka bohater Henry’ego Millera. A w innym miejscu, że chce zostawić bliznę na żywym ciele świata. To autor przez jednych błogosławiony, a przez innych znienawidzony. Takie reakcje może wzbudzać tylko dobra, a więc kontrowersyjna literatura. Podobnie jest z kłótnią księży, którzy nienawidzą się z imieniem Jezusa na ustach. To większe zgorszenie od powieści Millera, która na publikację czekała aż 30 lat.
Mores z humorem

Jak to się mogło stać, że w Ameryce słynącej z wszelakich swobód sąd najwyższy obłożył książkę Millera zakazem publikacji na terenie USA, a nawet zakazem wwożenia jej na terytorium państwa? Twierdzono, że z powodu zbyt śmiałych wątków erotycznych, a zakaz cofnięto dopiero w roku 1964 i dopiero wtedy powieść doczekała się swojej pierwszej oficjalnej publikacji. Obecnie przez wielu krytyków i czytelników jest uznawana za jedną z najważniejszych książek XX wieku.
Co się wydarzyło przez kilkadziesiąt lat? Nic, tylko wyrosło nowe pokolenie, które nie bało się świata paryskiej bohemy, ludzi z marginesu społecznego, dosadnego języka i wyuzdanych scen łóżkowych. Młodzi nie bali się już znieważania fundamentalnych wartości i symboli kultury, które sam Miller nazwał Bogiem, Sztuką, Człowieczeństwem, Przeznaczeniem, Czasem, Miłością i Pięknem. Bo zawsze fascynowało go zło, a dobroć postrzegał jako trywialny, mało inspirujący stan umysłu i zmysłów.
Wystarczy już tego erotomana Millera, bo właśnie dobiega końca konflikt mrówki ze słoniem. To przykre dla proboszcza Lemańskiego porównanie, ale musi na nie przystać. A biskup Hoser musi oswoić się ze słoniem, bo niestety potraktował część diecezji jak składzik porcelany. Czasami jednak trzeba coś potłuc, by na pólkach panował stary, wzorowy porządek. Lemański nie ma charakteru Lutra, więc zapewne do schizmy nie dojdzie, a parafianie wnet tak samo polubią nowego proboszcza. Bo tacy są ludzie – protestują krótko, a pamiętają jeszcze krócej. Chyba, że krzywda dotyka ich bezpośrednio, a taką w razie nieposłuszeństwa może być skazanie ich parafii na wieloletnią alienację. Były już takie przykłady, ale zazwyczaj nie w obronie księdza, a świątyni przed świątobliwym ignorantem.
Ksiądz Lemański nie miał szans wygrać z hierarchą metodą jawnej konfrontacji. Trzeba było znaleźć sposób mniej medialny, bo rozgłos był tu niepotrzebny. Szczególnie z akcentami antysemickimi, które w Polsce tak łatwo wywołać, jak pożar w czasie suszy.
Ostatnio na krytykę ze strony Żydów naraził się nasz Sejm za ustawę zakazującą rytualnej rzezi zwierząt. Nie jakaś tam pokątną, ale oficjalną, wprost z izraelskiej ambasady. I co? Nasz wspaniały premier równie kąśliwie się odciął, nazywając żydowski rytuał osobliwością gastronomiczną. Należy dodać, że dość nieprzyzwoitą, a nawet wstrętną, choć na polskich wsiach też często dochodzi do mordów zwierzyny na tak zwany gospodarski użytek. Ale sprawny rzeźnik od razu trafia w serce i tucznik cierpi kilka sekund, a nie minut.
Na koniec powróćmy do Millera i jego pozornie odrażających scen erotycznych. Nie udawajmy świętoszków i powiedzmy prawdę, ile to razy mamy ochotę na – mówiąc eufemistycznie – inny seks od standardów małżeńskich. Nadarza się okazja, bo właśnie nad Srebrną (dosłownie) czynny jest punkt schadzek. Naszym czytelnikom on się nie podoba, ale życie nie znosi próżni. Gdyby polski parlament miał olej w głowie, już dawno pozwoliłby na prowadzenie oficjalnych, czyli opodatkowanych burdeli. A tak mamy szarą, czyli pozabudżetową strefę usług tak potrzebnych jak krawieckie czy pralnicze.
Wielu tam nigdy nie zajrzy, ale pamiętajmy o bliźnich spragnionych doznań z kobietą, a nie fantomem. I nie karzmy ich za pragnienia, a zachowanie. Wbrew pozorom właśnie w miłości potrzeba najwięcej kultury, czyli moresu z humorem.
Numer: 29 (824) 2013 Autor: WASZ REDAKTOR
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ