MrozyMrozy muzyczne

Muzyczne emocje, inspirowane wiatrem wrażenia, spacery po łące i czułe słówka zakochanych przyniósł koncert promenadowy w parku im. Piotra Starosty w Mrozach, zorganizowany przez Gminne Centrum Kultury. Zainaugurował, wzorem lat ubiegłych, cykl lipcowych i sierpniowych letnich muzycznych spotkań promenadowych.

Z wiatrem zagrane

Na dobry początek dla licznie zgromadzonych mrozian zagrał warszawski kwartet smyczkowy „Quattro”, który wykonał przeboje muzyki klasycznej i rozrywkowej. Oczywiście, jak to w Mrozach, nie obyło się bez niespodzianek. Tym razem nie komary, ale niesforny wiatr, który płatał figle, targał okoliczną zielenią, a nawet grał na czym się dało, stał się nie lada wyzwaniem, tak dla dźwiękowca Bartłomieja Łuszczyka, jak i samych muzyków. Co prawda przegnał deszczowe chmury, ale gdyby nie namiot, to razem z nutami odfrunęliby także i sami muzycy, o czym ze śmiechem opowiadali.

Inspirowani takimi niespodziankami Joanna Jakobs i Katarzyna Magdziak (skrzypce) oraz Roman Protasik (altówka) i Michał Zieliński (wiolonczela) grali potem dla zebranych na dobrą pogodę. Morze cumulusów, śpiew skowronków, szmer rzeczki Witówki, dźwięki przejeżdżających pociągów, a nawet śpiew gości Umówiłem się z nią na dziewiątą zbudowały z czasem koncertowe klimaty i refrenem wtopiły łatwo się w muzyczne wizje Pór roku Vivaldiego. Mimo że słońce paliło całkiem mocno, to „Deszczowa piosenka” Nacio Herb Browna nie tylko nie okazała się pomyłką, ale naturalnie zachęcała do tańca i nieśmiałego kołysania.

Sami grający także poddawali się nastrojom i radościom płynącym z muzyki Mozarta, Dworzaka czy Hendla. Zapraszali też na pełne wyobraźni spacery, by na Polach Elizejskich oraz pod niebem Paryża budzić zmysły i gorące uczucia. Z czasememocje były tak silne, że niedzielni goście łatwo dali się namówić do zanucenia O Sole Mio czy zaśpiewania Tanga Milonga. Dobroczynne słońce i doprawiona wiolonczelą La Cumparsita na tyle podniosła koncertowe humory, że promenadowi goście wcale nie chcieli się rozstawać.

Roześmiani, upojeni słońcem, wytargani wiatrem i kuszeni następnym muzycznym spotkaniem ociągali się, umawiali się jeszcze na herbatę i sycili się do ostatka muzyką przyrody.

Numer: 29 (824) 2013   Autor: Teresa Romaszuk





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *