Można mieć do żydostwa stosunek całkiem ambiwalentny, ale nie w Kałuszynie. Tam wiedzą, jak pokazać obyczaje i kulturę jidysz, nie drażniąc polskich ambicji i tradycji. Trzynasta odsłona Miasteczka Dwóch Kultur nie była w swej wymowie inna, a nawet przyjemniejsza, bo pokazała żydowską rodzinę, których w dawnym Kałuszynie było więcej niż polskich…
Krainy rodziny
Pamiętając o przeszłości, budujemy przyszłość. Z takim właśnie przesłaniem ogłoszono konkurs plastyczny, który przyniósł wiele prac i nagród. Czy młodzi kałuszyniacy uwzględnili w nich obrzezanie lub barmicwę. Zapewne nie, a przecież to trwałe elementy żydowskiego jestestwa. Szczególnie chłopców, którym w ósmym dniu życia, wycina się część napletka jako znak zawarcia przymierza Boga z Abrahamem, a tym samym z całym Narodem Wybranym. Abraham był pierwszym który poddał się obrzezaniu, mając wtedy już 99 lat. Nakaz obrzezania ma swoje źródło w Torze i jest porównywany do chrztu u katolików.
Miejscowi fani tradycji pominęli ten rytuał, pokazując barmicwę, czyli uroczystość przyjęcia chłopca w poczet pełnoprawnych członków żydowskiej wspólnoty wyznaniowej. Obchodzona jest ona w pierwszy szabat po 13. urodzinach. Wówczas chłopiec odczytuje przypadający na dany dzień fragment Tory, a ojciec dziękuję Bogu za uwolnienie go od odpowiedzialności za grzechy syna. Po nabożeństwie spożywa się posiłek zwany kidduszem, a nastolatek otrzymuje prezenty od rodziny i gości.
Na scenie kałuszyńskiego domu kultury sceny obrzędowe mieszały się z pieśniami chwalącymi życie w radości i poznawaniu świata. Zapamiętamy aksamitny głos Wiktorii Sęktas, która wyśpiewała strofy o śladach pamięci przynoszonych przez szumiący wiatr, i nauki rabina, w którego wcielił się Stanisław Ślędak. Zapamiętamy rolę syna – Aleksa Czyżewskiego, wstępującego w dojrzałość i jego rodzinę. Matkę zagrała Jolanta Jędrzejkiewicz, ojca – Stanisław Wąsowski, a babcię – Wanda Wąsowska. Wśród gości była Henryka Gryz, która ofiarowała barmicwantowi lisiurę, czyli futrzaną czapkę.
Nad całością przedstawienia czuwała Teresa Kowalska, a przygrywał na pianinie wystrojony we frak i cylinder Stanisław Woźnica.
Spotkanie otwierał prowadzący je Marek Pachnik, a pieczętował burmistrz Arkadiusz Czyżewski. Przypomniał, że na początku XX wieku Kałuszyn liczył 10 tysięcy mieszkańców i był większy od Nowomińska, a po miejscowych Żydach nie pozostało wiele pamiątek. Nie ma nawet potomków ich dawnych sąsiadów, którzy mógliby tutaj przyjechać i powspominać. Ba, w odmętach historii poginęły żydowskie ulice, więc tylko pamięć może uratować wieki wspólnej historii.
Numer: 49/50 (1260/1261) 2021 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ