DRODZY CZYTELNICY

Z mińskim koniem rycerza Jana jest podobnie jak z wicemarszałkiem Terleckim – niby każdy widzi jaki jest, a nie wiadomo, co tak naprawdę wyraża. Niektórzy okrzyknęli go bublem, a inni pieją z zachwytu. I tak wstyd miesza się z ekshibicjonizmem, a powaga z knajactwem. Po co to wszystko? Ot, tak dla rozrywki, by jakoś zaistnieć, by kogoś obrazić lub dowartościować własne ego. A gdzie w tym wszystkim piękno? Pojmujemy je na opak i dlatego tak daleko nam do koni...

Koni nie dogoni

DRODZY CZYTELNICY / Koni nie dogoni

Po ustawieniu rzeźby konia na mińskim Starym Rynku w sieci zawrzało. – Taki oto paczwork stanął w naszym mieście... Jak widać nie wystarczyło zaśmiecić terenu filii Muzeum Ziemi Mińskiej drewnianymi bożkami czy karykaturalnymi popiersiami byłych dowódców 7 pułku ułanów lubelskich. Na kolejne metalowe badziewie jest miejsce w centrum miasta. Okoliczni miłośnicy złomu już zacierają ręce. Może ten projekt to wizja rządzącej miastem elity, znanej z zamiłowania do bajkowego nastroju? Czy miasto przyjmie ten złom Jakubowskiego – pyta jakiś zwolennik uładzonej tradycji.
A kiedy miasto pokazało dyrektora Celeja, który coś skrupulatnie montował, zaraz skrytykowali... brzydkie spawy.
Sam koń też wydaje sie niektórym pokraczny, a nawet cierpiący na prostatę.
Co to ma być? To polskie snoby uważają to za sztukę? Koń z jakimś obrzydliwe pospawanym wiadrem ma być symbolem 600-lecia miasta? To już lepiej postawić tam stary, dobry sowiecki T-34 – krytykowali esteci.

Nikt jednak nie nazwał mińskiego Pegaza kiczem, choć z opisów można się domyślić, że chodzi im o tandetę czy bubel. Jeśli uznać, że rzeźba Jana jest dziełem miernej wartości i schlebiającym popularnym gustom, to na pewno nie jest kiczem. Co na to krytycy sztuki i inni artyści. Zapewne dopatrzą się walorów i symboli, że mucha nie siada, ale czy oni są najważniejsi...
To samo dotyczy nowoczesnego muralu. Można się wysilać, nadawać mu ogrom znaczeń, ale czy warto. Z arcydziełem jest jak z muzyką – już pierwsze takty wskazuje jego wartość i piękno. Wyzwala też niepowtarzalne emocje. Czy mińska, dziejowa abstrakcja jest w stanie cokolwiek zrobić naszym zmysłom? Wątpię...

Swego czasu obserwowaliśmy niesamowitą krytykę muzyki disco-polo, a Polacy mimo fekaliów tzw. znawców doskonale się przy niej bawili. W końcu trafiła z remiz na salony, czyli na sceny estradowe i filmowe.
Muzyka ludowa, szczególnie ta tradycyjna jeszcze na taki awans czeka, ale to także kwestia czasu. Tkwi w niej tak ogromna siła, że nic i nikt nie zdoła jej unicestwić. Jest tylko jeden warunek – artyści muszą tańczyć, śpiewać i grać na wysokim poziomie. Jak kiedyś, w wiejskiej chałupie. Niestety takie rozkwity folkloru pamiętają już tylko najstarsi i urodzeni w miejscu, gdzie ludzie potrafili się bawić.

Tak więc n ie silmy się na podziwianie czegoś, co jest niewarte naszych zmysłów. Arcydzieła wcześniej czy później obronią się same. Jak konie po pławieniu galopujące po kwietnej łące...

Numer: 23/24 (1235/1236) 2021   Autor: Wasz Redaktor






Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *