KałuszynStarość nie radość

Mają emerytury, kochające dzieci, rozrywki, a nawet łączą się w nowe pary, by wspólnie jeszcze coś przeżyć. Jednak nie wszyscy mogą się na starość cieszyć, bo nagle przyszła choroba, bo żonie nagle przestał się podobać, a dzieci z dnia na dzień przestały ojca szanować i poznawać. Nawet wnukom każą go przezywać – ty stary dziadu. Nie tak miało być po 40 latach pracy, nie taka starość, by własna rodzina wyrzuciła go z domu, który budował i chronił. Jerzy Szymański z Zimnowody nadal nie wierzy, że tak się mogło stać…

Jerzy nie wierzy...

Mieszka to za dużo powiedziane, choć akurat to Garczyn Duży. Na końcu wsi stoi chatka, a w niej od kilku miesięcy wegetuje 68-letni Jerzy Szymański. Pochodzi z Czarnogłowia, a na teren gminy Kałuszyn przywiodła go miłość. Był już w słusznym wieku, a Krysia od Kuźmów mu się podobała. I tak osiadł w Zimnowodzie, zrobił czworo dzieci i pracował na chleb. Nie na roli, bo było jej za mało, a poza tym to żonina scheda. Był zdolny, więc nie miał z robotą żadnych problemów i – co tu ukrywać – dobrze zarabiał.

Zło przyszło wraz z chorobami. Na dwa lata przed emeryturą rak zjadał mu żołądek, a do tego kołowaciały mu nogi. Operacja się udała, ale wyglądał jak więzień obozu koncentracyjnego. Czy facet ważący niewiele ponad 40 kilogramów może się podobać kobiecie? No może, gdyby zarabiał, ale jemu nawet renty nie chcieli przyznać. Nie mógł znieść takiej obstrukcji i… zażądał rozwodu. Sąd – kobieta szybko i do końca rozłożył jego małżeństwo, a on zamieszkał w oficynie. Nie na długo, bo w październiku 2017 roku była żona wniosła o eksmisję ex męża, który – jak napisała w uzasadnieniu pozwu – znęca się nad rodziną fizycznie i psychicznie. A konkretnie wszczyna awantury, a nawet chce się bić. Dom darowała synowi Witoldowi, a jej zostały tylko dwa pokoje. Nie może żyć razem z awanturnikiem, do którego wzywała policję i któremu założyła Niebieską Kartę.

Sprawy trwały niemal dwa lata, ale z domu musiał się wynieść. Nie protestował, a nawet na koniec za wyrównanie rentowe położył na wjeździe kostkę brukową i dał wnuczętom po 500 zł. Za to słyszy teraz od nich, że jest starym dziadem. Dzieci w ogóle biorą go za obcego…
W sprawach rentowych pomagała mu Barbara Muszel-Dmowska z Wiśniewa. Wypisywała mu elaboraty do orzeczników ZUSu, aż w końcu sprawiedliwości stało się zadość.

Pan Jurek nie narzeka i nie płacze.  Opowiada o swoim losie z humorem, ale wciąż nie może zrozumieć, jak do tego doszło. Ma za co żyć, bo od trzech lat jest już emerytem, ale… Tych wątpliwości jest co niemiara, a im bliżej zimy, tym gorzej. Nie może chodzić ze względu na niedokrwione nogi, ale za to śmiga rowerem. Głównie po leki i jedzenie do Kałuszyna. Zimą będzie gorzej, a najgorsze stanie się wtedy, gdy zakrzepica nóg posadzi go na wózek.
Czy ta historia może mieć szczęśliwy koniec? Przede wszystkim potrzebne jest mieszkanie, gdzie Jerzy mógłby żyć bez strachu o gryzonie i ciepło. Może znajdzie się ktoś, kto go przyjmie i doceni… Na dzieci jest zaś inna rada – pozew o alimenty. Niech płacą ojcu skazanemu na wegetację…

Numer: 47/48 (1207/1208) 2020   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *