MazowszeMazowsze od nowa

Mazowsze musi być podzielone, bo już wkrótce nie dostanie z UE ani jednego euro – twierdzą politycy ze sfer rządowych. Mazowsze bez Warszawy to same straty, wręcz tragedia – krzyczy opozycja. No i gdzie umieścić jego stolicę, gdy do Płocka, Radomia czy Siedlec większości mieszkańców nie po drodze. Jak to gdzie – w Mińsku Mazowieckim, który ma atrybuty nie do przecenienia…

Mińskie ambicje

Od czasu zapowiedzi podziału województwa mazowieckiego nie minął tydzień, a już zawrzało jak w wulkanie. Lawa krytyki przeciw zamiarom rządu rozlała się po całym kraju, ale merytorycznych argumentów jak na lekarstwo. W tym bezmiarze oszczerstw uwagę zwraca stanowisko stowarzyszenia Metropolia Warszawa, ale przygotowane przez… magistrat Warszawy.
Nic dziwnego, że są tam argumenty o osłabianiu Mazowsza, które bez stolicy straci swoje serce i napęd rozwojowy. Najważniejszą konsekwencją dla takiego podziału jest zbudowanie dwóch ułomnych województw. Mazowieckie z 13 proc. obecnych wpływów będzie pozbawione możliwości utrzymania swojej infrastruktury, a warszawskie dociążone dodatkowymi opłatami z tzw. janosikowego.
No i najważniejsze – troska o zachowanie po 2020 r. środków unijnych. Ten argument stracił rację bytu, bo od stycznia 2018 r. obowiązuje nowy podział statystyczny na Mazowsze stołeczne i regionalne. Podział administracyjny spowoduje wieloletnie opóźnienia, ale nawet realną groźbę utraty środków z UE dla Mazowsza i metropolii warszawskiej.

Tak naprawdę jeszcze nie wiadomo, czy wygra koncepcja miękka, czy twarda. Pierwsza to wyodrębnienie z mazowieckiego Warszawy oraz dziewięciu sąsiadujących powiatów. Wtedy rada metropolitalna byłaby równorzędna z sejmikiem województwa. Druga zakłada stworzenie 17. województwa, a więc wybory do dwóch sejmików: warszawskiego oraz mazowieckiego.
W tym wariancie powiat miński jest poza wojewódzką stolicą, a co gorsze, może dojść do jego podziału, a właściwie oderwania Halinowa i Sulejówka, które z Wesołą stworzyłyby powiat Warszawa Wschód.
Taką opcję preferuje burmistrz Adam Ciszkowski, któremu nie podoba się sytuacja finansowania powiatowych inwestycji z PITów mieszkańców jego gminy. W innych powiatach wokoło Warszawy starostwa współfinansują komunikację, jest wspólny bilet i SKM, u nas tego nie ma, ponieważ nie ma takich możliwości finansowych. Bardzo dużo dróg powiatowych jest cały czas gruntowych – wylicza Ciszkowski i namawia innych, by do niego dołączyli.
Nie dogodził tym burmistrzowi Jakubowskiemu. Ten twierdzi, że miejsce poza województwem warszawskim to tragedia dla mińszczan, którzy mają silny związek ze stolicą. Z kolei, gdyby nas do niego przyłączono, to nie moglibyśmy korzystać w zasadzie z żadnych środków unijnych, bo będziemy zbyt bogaci.
Podobnie argumentuje Ewa Orzełowska. Pyta jednak, czy warto dyskutować o powiecie mińskim, gdy w sejmie mówi się o likwidacji powiatów, które przejdą pod jurysdykcję wojewodów. Mówi się też o powrocie do dawnego podział administracyjnego, czyli 49 województw.

Co na to radny powiatu Piotr Stępień? Twierdzi, że powiat to przeżytek, bo w czasach ucyfrowienia, skomunikowania i rozwoju społecznego, jego obowiązki skuteczniej zrealizują gminy. Sam urząd starostwa rocznie kosztuje podatników ponad 16 mln zł, a zadłużenie w 2020 osiągnie 28 milionów.

Zaproszeni do dyskusji obywatele nie mieli niczego konkretnego do powiedzenia. Trudno im się dziwić, bo nie oni będą decydować. Im leży na sercu dobro gminy, rządzącym – pomyślność kraju.
Stąd apel do posłów z mińskiej ziemi, by nie robili z wyborców pajaców i walczyli o spełnienie mińskich ambicji. Miasto nie może tkwić w czarnej dziurze bez nadziei i perspektyw rozwojowych…

Numer: 31/32 (1191/1192) 2020   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *