W wielu krajach nawet połowa ofiar pandemii zmarła w domach opieki. – To była okrutna rzeź – uważa Hans Kluge, europejski dyrektor Światowej Organizacji Zdrowia... Pełny bilans będzie najpewniej o wiele wyższy, bo na najstarszych nie warto marnować testów i miejsc pod respiratorem...

Mord starych hord

Mord starych hord

Brak opieki nad starszymi ludźmi jest  częścią szerokiego zjawiska pozostawienia ich w trudnym momencie własnemu losowi. Nastawione na beztroskie życie społeczeństwa od dawna masowo wysyłały babcie i dziadków do domów opieki. W Niemczech to 830 tys. osób, w Wielkiej Brytanii 400 tys., w Hiszpanii 380 tys. Skupieni w jednym miejscu stali się łatwą ofiarą wirusa. Tym bardziej że wobec napływu młodszych pacjentów wymagających reanimacji lekarze najczęściej nie przyjmowali na oddziały intensywnej terapii pacjentów z domów dla seniorów.

We Francji dopiero od początku kwietnia w oficjalnych statystykach zaczęto liczyć zmarłych w domach opieki. Teraz oficjalny bilans to 8,8 tys. na ogólną liczbę 23,2 tys. istnień, jakie zgasił nad Sekwaną koronawirus. Ale z powodu małej liczby testów prawdziwe dane są dużo wyższe.

W Belgii, która jako jeden z nielicznych krajów uwzględnia w oficjalnych statystykach ofiar koronawirusa także tych, którzy nie przeszli testów, ale wykazywali symptomy choroby, 53 proc. spośród 7,2 tys. ofiar było właśnie w domach opieki.

W Hiszpanii doszło do liczby 15,3 tys. zgonów w ośrodkach dla seniorów, w Wielkiej Brytanii, gdzie wciąż przeprowadza się jedynie 10 tys. testów dziennie na milion mieszkańców, wykryto wirus w 2/3 domów opieki.

Szczególnie brutalnie z najstarszymi obeszły się Włochy. Gdy epidemia opadła, premier Conte wysłał do ośrodków armię i prokuratorów. Na razie sprawdzono 600 placówek; w co szóstej złamano podstawowe zasady walki z wirusem. W jednym miejscu mieszkali więc rezydenci zarażeni i niezarażeni, a tych, którym udało się dostać na leczenie do szpitala, jeszcze przed pełnym wyzdrowieniem odsyłano do domów opieki. Co najmniej 6 tys. osób-rezydentów zmarło.

W jakich warunkach umierali? Szczególnie drastyczny jest przypadek ośrodka Pio Albergo Trivulzio koło Mediolanu. Jego strona internetowa jest wciąż pełna zdjęć uśmiechniętych rezydentów otoczonych troskliwymi opiekunami, wesołych rozmów, serdecznie ściśniętych dłoni. To wszystko ma znaczenie przed decyzją rodzin o ulokowaniu tu swoich bliskich, bo opłata jest słona: 200 euro/dobę, jak w luksusowym hotelu. Ale w chwili próby uśmiechy i uściski poszły w niepamięć. Dyrektor ośrodka Giuseppe Calucchio, dziś oskarżany przez prokuratora o nieumyślne, masowe zabójstwo, kazał personelowi zachować zmowę milczenia o tym, co dzieje się za murami ośrodka. W czasie szczytu pandemii zmarło tu 150 spośród 600 seniorów, w większości zapewne bez respiratorów, środków paliatywnych, opieki medycznej.

Teraz ta tragedia przenosi się na drugą stronę Atlantyku. W USA, jak niedawno we Francji, władze nie uwzględniają ofiar z domów starości w oficjalnych liczbach zmarłych. Amerykańskie media mówią o co najmniej 11,2 tys. zgonów w tych ośrodkach, z czego 1/3 w Nowym Jorku. Ale też zastrzegają, że prawdziwy bilans jest najpewniej o wiele wyższy, bo na najstarszych nie warto marnować testów.

Data: 02.05.2020   Autor: (opr. jaz)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *