Wzięli i napisali...

Panie Redaktorze… Obiecałem, więc donoszę, dlaczego w Czechach nie ma kolejek do lekarza… Ba, nasi sąsiedzi nie wiedzą, co to jest prywatna służba zdrowia, bo publiczna działa na tyle dobrze, że w głowach im się nie mieści, by leczyć się prywatnie. Nic dziwnego. Na wizytę do specjalisty z dzieckiem w przychodni czeka się zaledwie 2-3 tygodnie…

Czeskie zdrowie

Wzięli i napisali... / Czeskie zdrowie

Aż się zdumiałem, że w Czechach 80 proc. społeczeństwa jest zadowolona z opieki zdrowotnej. W czym więc tkwi sekret czeskiej służby zdrowia? Po pierwsze w Czechach jest nie jeden, a kilku płatników, którzy zawierają ze szpitalami i przychodniami kontrakty, płacąc im określony ryczałt. Kasy chorych konkurują między sobą, a pacjent może  raz do roku ją zmienić.
Po drugie lekarze w przychodniach dostają pieniądze za każdego chorego. Nie hurtem, a oddzielnie za badania, hospitalizację, leki i operacje. No i czas… Oficjalnie oczekiwanie na wizytę lekarza pierwszego kontaktu czy ginekologa nie może przekraczać 35 minut, chirurga – 45 minut, a 3 godziny na kardio- i neurochirurga. Operacja zaćmy musi zostać przeprowadzona w ciągu 30 tygodni od daty rejestracji, a do roku musi znaleźć się miejsce na operację endoprotezy stawu biodrowego.

Po trzecie – różnice między polskim a czeskim systemem ochrony zdrowia widać też w dopłatach. Czeski pacjent dopłaca do leczenia w publicznych placówkach. Przykładowo jeśli przyjdzie wieczorem na ostry dyżur w szpitalu, a jego problem nie okaże się nazbyt poważny i można go rozwiązać następnego dnia u lekarza rodzinnego, wówczas pacjent zostawia w szpitalu 90 koron czeskich, czyli jakieś 15 zł. To zmniejsza kolejki na SOR-ach, które w Polsce są zmorą. Do niedawna funkcjonowały jeszcze dopłaty pacjentów do wizyt u specjalistów, ale socjaliści je znieśli mimo braku racjonalnych przesłanek.

No i może najważniejsze, że czeskie nakłady na służbę zdrowia, w porównaniu z polskimi są wyższe i wynoszą 7,8 proc. PKB. Poza tym czeski model finansowania opiera się głównie na składkach zdrowotnych odprowadzanych przez pracodawców i pracowników. Od każdego zatrudnionego to 13,5 proc. jego miesięcznych dochodów. W Polsce to 9 proc. Z tego w Czechach pracownik płaci 4,5 proc., zaś pracodawca dokłada pozostałe 9 proc.

Co ciekawe, Czesi inwestują nie w nowoczesne wnętrza, a jakość badań i opieki zdrowotnej. Mają aż 14 centrów onkologicznych, gdzie do badań diagnostycznych nie ma kolejek. Tak zorganizowany system sprawia, że Czesi mimo, iż częściej zapadają na raka niż Polacy, to mogą liczyć na szybszą diagnozę, a tym samym wyleczenie. A po operacji pacjent musi bardzo szybko trafić na rehabilitację.

Wszystko dzięki konkurencyjności między kasami chorych. One pilnują, czy pacjenci są leczeni w ośrodkach według standardów. Jeśli nie, szpital nie otrzyma zapłaty. No i lekarze w Czechach po zakończeniu pracy nie pędzą do prywatnych gabinetów, bo tam nie mają klientów. Panie Redaktorze… u nas jest to niemożliwe. Dlaczego? Wszyscy wiemy, ale niewiele robimy, by nie płacić podwójnie za nasze zdrowie…

Numer: 9 (1169) 2020   Autor: Wasz DONOSiciel





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *