Gdyby szła ulicą, nikt nie dałby jej więcej niż 70, no może 75 lat. A kiedy spojrzy i coś powie, wydaje się jeszcze młodsza. Wręcz niemożliwe, że właśnie 23 października skończyła sto lat, bo nawet czyta bez okularów, a jej włosy wcale nie są siwe, choć nie znają żadnej farby. Taka jest Janina Jaglińska, stulatka z halinowskiego Chobotu…
Jasi nie zgasi
Urodziła się we wtorek 23 października 1919 w Pustelniku jako Janina Stempel. Była żywą, rozśpiewaną dziewczyną z ciemnymi oczami. Ludzie żartowali, że ich nie myje. Z takim nazwiskiem niełatwo jej było wyrobić dowód. Urzędnik prosił, żeby podała prawdziwe nazwisko, bo od stempli to jest on.
Poznała się z przyszłym mężem na wiejskiej zabawie. Zawsze lubiła tańczyć, więc podobała się chłopakom. Ba, przede wszystkim rodzicom o trzy lata... młodszego Józia, którzy chcieli mieć w Chobocie ładną i zaradną gospodynię. I taką była, dorabiając za dnia w szkole, a wieczorami wyrabiając na drutach i szydełkiem różne dzianiny. O tak, nie próżnowała, ale i czasy nie były łatwe.
Do tego urodziła czworo dzieci. Pierwsza w 1944 roku była Helenka, za nią Krysia, trzeci jedyny syn Tadek, a na końcu Basia. Dzisiaj ma po 11 wnucząt i prawnucząt oraz Oliwię – jedyną praprawnuczkę.
Pani Janina aż rwie się do życia. Przybyłym na stulecie urodzin gościom recytowała wiersze i śpiewała o upływającym życiu, które nie powinno być smutne. Nie interesują jej pieniądze, nawet zwiększona o ponad 4 tysiące emerytura. Wyznaje zasadę, że trzeba chwytać każdą chwilę życia.
Nawet podczas z pozoru trywialnego jedzenia. Jadła zawsze mało, ale często. Lubiła zupy, barszcze i ziemniaki z zieleniną i skwarkami. Mięsa jak najmniej, bo nie za bardzo lubiła…
Co dzisiaj robi? Czyta i ogląda telewizję… bez okularów. Co jak co, ale oczy ma jak nastolatka. Teraz będzie miała do obejrzenia sto godzin folkloru z całej Polski, bo otrzymała zestaw 25 podwójnych płyt DVD z festiwalami chleba i etno-kabaretami. Cieszyła się z naszego podarunku, bo sama zna wiele ludowych pieśni, a swego czasu mogła śpiewać w Mazowszu. Byłaby gwiazdą i choć trochę żałuje, nie narzeka, bo i tak miała wspaniałe życie.
Szczególnie cieszy się z rodziny, która o niej pamięta nie tylko w stulecie urodzin.
Nie tylko, bo kilka lat temu odnalazł ją etnograf i nagrał kilka pieśni. Kto to był, nie pamięta, ale przecież gdzieś można ją usłyszeć. Może w archiwum polskiego radia…
W Chobocie mieszka niedaleko szkoły i z radością wspomina lata pracy i poznanych tam nauczycieli. Jedną z nich była plastyczka Alicja Antonowicz, córka znanej na Podlasiu poetki Ireny Ostaszyk.
Do ludowego zespołu już się nie zapisze, ale chętnie pośpiewa stare piosenki. – Może Helenka – wskazuje na najstarszą córkę, która też lubi folklor i opiekuje się mamą na co dzień.
Jest im we dwie dobrze, a jak przyjdzie nuda, jadą w gości. Ot, chociażby do Halinowa, gdzie zorganizowali stulecie urodzin pani Janiny. Był burmistrz Adam Ciszkowski, sekretarz Robert Grubek, szefowa USC Iwona Jagiełło i wysłanniczka ZUS z podwyższoną emeryturą. Był też szampan, tort, radosna atmosfera i nasza kamera. A wśród rodziny i gości ONA – Janeczka Jaglińska. Naturalna, swobodna i wręcz estradowa. Niech więc żyje nawet dwieście lat, bo przecież na takie śpiewne życzenia zupełnie zasłużyła. Niech jej urody życia jeszcze długo nikt i nic nie zgasi…
Numer: 44/45 (1152/1153) 2019 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ