Straż miejska w Mińsku Mazowieckim z roku na rok rośnie w siłę i coraz bardziej obciąża miejski budżet, a więc podatników. Animatorów jej likwidacji jest więc wielu, ale nie mają siły przebicia skostniałych zaszłości. Ostatnio wychylił się radny Krzysztof Miąsko, ale też bez powodzenia. Ba, został tak bezpardonowo skarcony przez burmistrza, że długo tę lekcję będzie pamiętał…
Karze za straże
Temat likwidacji straży miejskiej pojawił się przy analizie jej działalności. Radny Krzysztof Miąsko zauważył, że kontrole źródeł smogu i smrodu są nieskuteczne. Dowodzą tego statystyki, bo na 115 kontroli pieców w domach jednorodzinnych, aż o 96 upomnieli się sami sąsiedzi trucicieli, a tylko 19 przeprowadzili strażnicy z własnej inicjatywy. Jakby tego było mało, wykryli jedynie 4 przypadki spalania niedozwolonych odpadów, z których dwa skończyło się… pouczeniem. Ba, strażnicy nie pobrali ani jednej próbki ze szkodliwych palenisk.
Radny uznał to za kontrolne kuriozum i retorycznie pytał radnych, co robi się z firmą wykazującą tak niską skuteczność. Tak więc, skoro działania straży miejskiej są fikcją, należy ją jak najszybciej rozwiązać, a zaoszczędzone pieniądze przekazać policji. Już wiele samorządów pozbyło się tego balastu i nie odnotowano tam wzrostu przestępczości.
Poruszył też patrole rowerowe, które były tak promowane medialnie, a których ostatnio w mieście nie widać. Może dlatego, że strażnicy są zbyt leniwi, by męczyć się pedałowaniem...
Uderzona zarzutami komendantka SM Anna Kwiatkowska musiała się tłumaczyć. Twierdziła, że próbek nie pobierali nie z lenistwa czy drogiego ich badania, a po prostu z uwagi na długi czas oczekiwania na wyniki, który uniemożliwiał nałożenie mandatów. Będzie jednak lepiej, bo podpiszą umowę na analizę próbek w ciągu tygodnia, a wtedy posypią się mandaty. No i przeszkolą strażników, jak te próbki popiołu należy pobierać… Pouczyła też radnego Miąska, że sama wiedza o kontroli jest skuteczniejsza od braku działania.
Spalający szkodliwe odpady mogą już zacząć się bać, bo nad ich domami pojawi się dron. – I wtedy w końcu posypią się mandaty – wieszczył radny Łukasz Lipiński. A radna Joanna Kowalska wtórowała mu, że w końcu ludzie uświadomią sobie, że takich rzeczy robić po prostu nie należy.
To była tylko uwertura do pognębienia wniosku i samego radnego Miąska. Zrobił to sam burmistrz znaną wszystkim metodą ośmieszania. Jakubowski najpierw wspomniał, że brakuje rąk do pracy. Także w policji, więc on nie wyobraża sobie miny komendanta, który dowiaduje się o likwidacji straży miejskiej. Na policjantów spadłoby więc dodatkowych 1500 interwencji czy kontroli i to niekoniecznie związanych z zakresem ich obowiązków. I na koniec skarcił radnego, że mówienie o wzroście lub spadku przestępczości w kontekście straży miejskiej to czysta demagogia.
Jak więc widać, słychać i czuć kolejna próba pozbycia się straży miejskiej skończyła się porażką. Kosztowna formacja nazywana też gwardią przyboczną mińskiej władzy będzie jednak trwać i coraz więcej kosztować. Nie burmistrza, radnych czy urzędników, a nas – podatników.
Numer: 30/31 (1138/1139) 2019 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ