Panie redaktorze, ostatnio działacze ZNP i nie tylko oni pytają, czy minister kpi z nauczycieli. Pytanie nie jest retoryczne, bo aż nadto tendencyjne. Ba, to wcale nie jest pytanie, a kpina wyrażona przez naszego asa związkowego Stasia Mejszutowicza. Piszę poufale, bo to dobry chłop w roli całkiem nieodpowiedniej dla swego temperamentu… No i opowiada bajki…
Bajki strajku

O co chodzi? Nasz Staś najpierw nie wiedzieć czemu porównuje wzrost średniego uposażenia żołnierzy do… nauczycieli. Czyżby nie wiedział, że od dawna mamy państwo nie tylko policyjne, ale i wojskowe.
No i naiwnie pyta, czy mają rację ci, którzy mówią, że jeśli się nauczycielom nie podoba, niech zmienią pracę na przykład na pracownika jakiejś sieci handlowej /bez kryptoreklamy, proszę/, gdzie zarobki na początek wynoszą od 2800 do 3550, po roku gwarantowany wzrost płacy do poziomu 2950-3750, a po dwóch latach 3150-4050 zł.
Jak to jest, że początkujący policjant zarabiać będzie bez premii i nadgodzin tyle co dwóch początkujących nauczycieli oraz o 500 zł więcej niż najbardziej doświadczony nauczyciel…
No jak? Ano tak jak wyżej, czyli od lat państwo policyjne.
Tak rozczulony politycznie stwierdza, że nie mamy szczęścia do ministrów, a nauczyciele obok pracowników kultury są finansowo najniżej uposażoną grupą budżetową. Wydaje mu się, że fundamentem polityki oświatowej kolejnych rządzących ekip jest utrzymywanie nauczycieli w stanie większej lub mniejszej pauperyzacji.
A co na to nauczyciele? Przecież 5-procentowe podwyżki nie zamkną nauczycielom ust? Czy rację ma internauta, który podsumował to następującymi słowami: Charakterystyczne jest, że o ile policjanci potrafią się zbuntować to nauczyciele już raczej nie. Po prostu oni są już tak przestraszeni, tak bezwolni, tak bojący się utracić te wszystkie nadgodziny, premie, dodatki rozdzielane przez dyrekcję, że nie są w stanie bez wyższego pozwolenia zrobić coś od siebie. Chodzą tylko i płaczą. Płaczą i robią to, co im się każe. A ponieważ robią to często z musu, traktują swoją robotę tak jak sami są traktowani. Teraz zostaje im tylko STRAJK – przesądza Mejszutowicz.
I co tu zrobić, kiedy Staś ma i nie ma racji. Ma, bo podwyżka nauczycielom się należy, ale też nie ma, bo nauczanie to powołanie i obowiązek nie tylko dydaktyczny. Trzeba tak wychowywać młode pokolenie, by nie skakało sobie do oczu, miało empatię dla innych, czasem dziwnych poglądów. By nie brało lewych zwolnień i nie strajkowało, a zmieniło sobie pracę na lepszą. Nawet w markecie…
Numer: 3 (1111) 2019 Autor: Wasz POKRZEPiciel
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ