Mińsk MazowieckiWzięli i napisali

Nie mogąc się doczekać na kolejne reportaże – także filmowe – z XIV Festiwalu Chleba postanowiłam sama napisać o występach duetów śpiewaczych. Sama bym z chęcią wyszła na scenę, ale nie mam odpowiedniego chłopa. Takiego bardziej do śpiewu i do tańca niż do różańca. Może za rok, a tymczasem trochę opowiem, co zobaczyłam i usłyszałam...

Zdroje we dwoje

Przesłaniem festiwalowych piosnek czy dostojnych pieśni była zawsze radość życia, poszanowanie trudu codziennej pracy i uczucia, z których pierwsze są miłość i żal. Takie w większości były festiwalowe prezentacje duetów śpiewaczych, którym czasami przygrywała muzyka. No właśnie, niekiedy wręcz nie była potrzebna, bo nawet do tańca można sobie przyśpiewać...

Pierwsi na scenie Barbara i Piotrek przyśpiewywali filuternie o miłości, zachęcali do kochania i czarowali dźwiękiem akordeonu i bebna oraz łowickimi strojami. Wigor spod Mińska Mazowieckiego przestrzegał dziewczęta, by nie szukały chłopaka zgrabnego, ładnego a dopasowanego. Maryjanki z Wykrotu ukazali zebranym pełen szalonych improwizacji oraz umizgów męsko-damskich. Duet Jaga z Broku pierwszy raz w Mińsku Mazowieckim zapewniał, że tylko po ślubie, to cię lubię, zadziwiał strojem, grą na flecie i weselnym tańcem.

Powałkowie z Mlądza mają za sobą występy w Kazimierzu, ale w Mińsku Mazowieckim byli pierwszy raz i od razu obiecywali gębuleńki w śpiewnej opowieści o owczareczku.

Solista z duetu Bandzio z Wandzią, frywolnie gładząc swój brzuszek, żartował na wstępie, że zaproszono go do śpiewu, by wzrosła waga duetu, a Weronika i Andrzej z Kurpi śpiewali o porwanym wianku, kwiatach wczoraj i płaczu dzisiaj, puentując smutno wyjazdem w dalsze strony, by szukać lepszej żony.

Krzysztof i Barbara przy dźwiękach skrzypiec wymalowali rzewną historię o olszynie, fujarce, talarach oraz miłości, a Staś musiał pożyczyć sobie żonę, bo pierwsza zawiodła. Nie przeszkodziło to jednak szczęśliwie wyśpiewać historii chłopakach, parowych młynach i rzecz jasna o dziewczynach.

Wprost z terenów nadbużańskich zadziwili wszystkich wyśpiewanymi w języku chachłackim dumkami o miłości, a Wrzosowianie śpiewając żartobliwie o jajku, kurze oraz kogucie postawili na humor z morałem.

Węgrowianie po miejsku przybliżyli standardy dwudziestolecia, a Szczęśniacy nie przejmowali się starością, śpiewali o kwaśnym mleku, chlebie i przemijaniu. Bobiki z Czernica spod Ryk już na wstępie zadziwili humorem, śpiewając wesoło o Kasieńce i Jasieńku. Kręcili się w tańcu, szeleszcząc czerwono-zieloną kiecką i krochmalona halką.

No i na koniec trzy najlepsze i autentyczne pary... I tak przyjaciele od śpiewania – Stefka i Zbyszek czyli Wolkozianie pierwszy raz na scenie opowiedzieli historię o Kasi i księdzu oraz o konsekwencjach ożenku z puscy na ślachtę. Duet Chłop i Baba z Broku śpiewał balladę o ptasku zza morza i zachwycał się urodą młodych kurpsionecek.

Okazało się, że wszystko wsparte miłością staje się bezcenne, a właśnie takie rozmiłowanie pokazała duetowa perła Dar-Janki, który w całości występ poświęcił meandrom kochania.

Napisałam, co zapamiętałam, ale i tak czekam na relację filmową...

Numer: 40 (1095) 2018   Autor: Teresa /stała czytelniczka/





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *