Jednym okiem /82/

Przypadkowy przechodzień zatrzymuje na ulicy psychologa: – Przepraszam, gdzie tu jest dworzec PKP? Psycholog uśmiecha się przyjaźnie: – Nie wiem. Ale cieszę się, że mogłem panu pomóc!

Bezradne poradnie

Jednym okiem /82/ / Bezradne poradnie

Specjaliści alarmują. Lawinowo przybywa dzieci z problemami psychicznymi. Do lekarzy coraz częściej trafiają już kilkuletnie maluchy. Dręczą je różnego rodzaju lęki, nadpobudliwość lub agresja. Winą za to obarcza się współczesne tempo życia albo tzw. bezstresowe wychowanie i... rozwody. Często rozchodzący się ludzie walczą ze sobą dzieckiem – a nie o dziecko. I potem taki dzieciak trafia do psychologa z moczeniem nocnym, lękami a nawet myślami samobójczymi.

Według Światowej Organizacji Zdrowia już 10-20% dzieci na świecie cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne lub ma poważne problemy z zachowaniem. Potrzebujących pomocy więc przybywa. Nie przybywa nam za to tych, którzy umieją im pomóc. Psychiatria dziecięca jest ciągle niedoinwestowaną dziedziną. Podczas gdy liczba dzieci z problemami zwiększyła się w ostatnich latach o 10% – nakłady finansowe wzrosły zaledwie o 3%.

Rodzice dzieci z zaburzeniami rozwoju – takimi jak autyzm czy Zespół Aspergera – dobrze wiedzą, jak trudno je zdiagnozować na miejscu, bez wyjeżdżania do specjalistycznych ośrodków w Warszawie. Lekarzy, którzy specjalizują się w tych problemach jest niewielu i często ich diagnozy są błędne. Zauważają to zarówno rodzice, jak i – w prywatnych rozmowach – psychologowie i terapeuci. Na przykład mińska Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna nie ma takich uprawnień z powodu braku wykwalifikowanego personelu. Dodatkowo bardzo długi czas oczekiwania na wizytę. Nie przeczę, że pracują tam ludzie oddani swojej pracy. Niestety jest ich o wiele za mało. A równocześnie dokument z poradni jest konieczny, aby uzyskać jakąkolwiek pomoc dla dziecka w szkole czy w przedszkolu. Pozostaje zatem ratować się bardzo drogimi konsultacjami prywatnymi – i dopiero z ich wynikami iść do poradni, by dostać potrzebne orzeczenie lub opinię.

Warto zauważyć, że prywatne gabinety i centra pomocy psychologicznej wyrastają jak grzyby po deszczu. Wiadomo – popyt rodzi podaż. Boję się tylko pomyśleć, co się dzieje z dziećmi, których rodziców nie stać na prywatne leczenie? Pewnie trafiają do publicznych szkół jako niezdiagnozowane. I tam otrzymują etykietkę złego czy trudnego ucznia, która zostaje na całe życie. Szkoda...

Numer: 38 (1094) 2018   Autor: Anna M. Sikorska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *