Jednym okiem /79/

Po powrocie do domu ze szkoły Jaś chwali się mamie: – Mamo, mamo! – Z całej klasy tylko ja odpowiedziałem pani na pytanie! – To świetnie, syneczku! A jakie to było pytanie? – Pani pytała, kto nie odrobił lekcji

Mama uczy sama

Jednym okiem /79/ / Mama uczy sama

Dawno, dawno temu ludzie uczyli swoje dzieci wszystkiego sami. Syn zgłębiał przy ojcu tajniki polowania, a córka przy mamie uczyła się różnych prac wokół jaskini. W miarę jednak, jak życie ludzi stawało się coraz bardziej skomplikowane – a czasu robiło się coraz mniej – społeczeństwa wyznaczyły specjalne osoby do zajmowania się dziećmi. Nazywamy je nauczycielami. Jeszcze w czasach mojego dzieciństwa do rzadkości należało, by dorośli pomagali dzieciom w lekcjach. Oni mieli swoje obowiązki – a my swoje. Nikt nie miał do tego głowy...

Teraz jednak coraz częściej obserwuję odwrotne zjawisko. Wielu rodziców mówiło mi, że czuli się tak, jakby ponownie kończyli podstawówkę czy gimnazjum razem ze swoimi mniej zdolnymi pociechami. Czasami, słysząc na wywiadówce narzekania, że rodzice za mało pracują w domach ze swoimi dziećmi, miałam ochotę wstać i powiedzieć, że gdybym chciała sama uczyć swoje dziecko, przeniosłabym je do edukacji domowej. Do czego zresztą mam uprawnienia. Widocznie ktoś wyszedł z założenia, że skoro już rodzice sami pokończyli te szkoły i studia – to teraz mogą choć trochę odciążyć zmęczonych pedagogów.

Z drugiej strony, w księgarniach można znaleźć mnóstwo podręczników z cyklu: naucz mnie mamo. Są elementarze już dla dwulatków, są porady, jak samodzielnie nauczyć swoje dziecko czytać, pisać i liczyć. Można uczyć je kaligrafii, angielskiego i podstaw rysunku – a dla ambitnych – nawet haftowania i gry w szachy. I co? Czy należy się tego bać? Nie sądzę. Wspólna nauka przez zabawę, to przecież CZAS spędzany razem. A to jest zawsze bardzo cenne. Poza tym, w przypadku dzieci z problemami cierpliwa mama może nieraz zdziałać więcej, niż przeciążony nauczyciel. Warto tylko pamiętać, że mimo wszystko nauka w domu powinna być przyjemnością, a nie kolejnym nudnym obowiązkiem. I może zamiast kolejnej porcji zadań z matematyki lepiej pouczyć malucha jazdy na rolkach – albo pieczenia ciasteczek w kuchni? Czyli – wracamy do źródeł…

Numer: 35 (1091) 2018   Autor: Anna M. Sikorska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *