DRODZY CZYTELNICY

Wakacje w pełni, słońce już się nie leni, więc ludziom przychodzą do głowy różne myśli. Czasami i grzeszne, więc choć to nie sezon rekolekcji, warto się zastanowić nad swymi postępkami i  zrobić rachunek sumienia. Katolicy nie obejdą się bez uszu księdza, a te nie zawsze współgrają z pełnymi dobroci ustami i skorym do przebaczenia sercem. Jest i druga strona konfesjonału – grzesznicy. Nie zawsze gotowi wyznać prawdę, która jak wąż ściska im usta i wolę przyznania racji...

Zdzierca serca

DRODZY CZYTELNICY / Zdzierca serca

Zacznijmy od kruchty, gdzie o spokój tak trudno, jak w domu czy na ulicy. Z rozrzewnieniem słuchałem opowieści księdza, który lubi eksperymenty. On – spowiednik naco   dzień, od czasu do czasu ustawia się w kolejce do spowiedzi i cierpliwie czeka na miłosierdzie. Jest wtedy świadkiem takich wydarzeńw kolejce do konfesjonału, że przeżywa nie tajony szok.
– Wszedłem spokojnie do kościoła, spodziewając się kolejki do konfesjonału i nie zawiodłem się. W rządku, na chwilę przed przyjściem kapłana, stało około 20 ludzi. Gdy pojawili się kapłani, kolejka rozbiła się na kilka części i wtedy się zaczęło. Pomruk niezadowolenia przeszedł przez tłum, bo przecież „to ja byłem pierwszy, a pani to wcale tutaj nie stała”. Za chwilę ktoś, kierując się instynktem i niecierpliwością, utworzył alternatywną kolejkę z drugiej strony i wypełnił słowa Pisma, że ostatni będą pierwszymi. Tego było już za wiele. Zdenerwowani penitenci skoczyli sobie do gardeł i krzycząc półszeptem, udzielali sobie reprymendy. Druga strona udawała, że nic się nie stało i generalnie to skandal, że ktoś w kościele ma czelność zwrócić komuś uwagę. Czy taka spowiedź ma sens? – pyta na koniec ksiądz udający pokornego baranka.
Doświadczony taką właśnie sytuacją uświadomił sobie, jak wygląda sytuacja za kratkami. Ile razy padają tam niecenzuralne epitety, a w sercach wzbiera gniew. Nie dość,że sama  spowiedź jest stresująca, to jeszcze na chwilę przed podejściem do konfesjonału można nieźle nagrzeszyć.
A przecież spowiedź to nie tylko wyznanie grzechów, ale także pewna forma deklaracji, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby się zmienić i podjąć trud nawracania. Bez takiego podejścia zrealizujemy kolejne polskie przysłowie jak to można dać Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.

Jakże ta sytuacja przypomina zachowania niektórych rządzących i służących im klakierów. Gdy już wystarczająco nabroją, nakradną i poróżnią przyjaciół, udają skruszone niewiniątka. Czekając wybaczenia nie są jednak skorzy przyznać się do błędów. Broń Boże, gdy jakiś portal lub niezależny tygodnik wytknie im marnotrawstwo publicznych pieniędzy, tłamszenie z premedytacją niesprzyjających im ludzi, egocentryczny charakter, nepotyzm lub kolesiostwo. Oj, biada takim pismakom, awanturnikom, oj biada. On taki wyśmienity organizator, mentor, wręcz erudyta po wieczorówce, wie wszystko, więc jakim prawem ktokolwiek śmie go krytykować. Przecież wszyscy widzą, jaki to szlachetny włodarz...
I tak samo-rozgrzeszeni i dostatecznie auto-uwielbieni stają do walki z siłami zła. To nic, że skrzywdzeni płaczą, a udręczeni pomszczą. Im – panom i władcom nie trzebakonfesjonałów. Są samowystarczalni. Do czasu...

PS. Gdyby ktoś teraz poczuł się nieswojo, niech weźmie zimny prysznic. Schłodzona głowa to jest to. Nie tylko latem...

Numer: 30/31 (1086/1087) 2018   Autor: Wasz Redaktor






Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *